Z okazji 98 rocznicy wybuchu III Powstania Śląskiego publikujemy na łamach naszej strony wspomnienia Rudolfa Kornkego o próbie zdobycia Bytomia w pierwszych godzinach powstania. Wspomnienia te ukazały się w książce "O wolność Śląska. W dziesięciolecie III Powstania 1921 2/3. V. 1931. Pamiętnik wydany przez Komitet Uroczystości"
Rudolf Kornke urodził się w roku 1884 w Szopienicach i był jedną z najważniejszych postaci Powstań Śląskich jak i ruchu powstańczego działającego w okresie II Rzeczpospolitej. Rudolf Kornke choć nie urodził się w Piekarach Śląskich, to los splatał go z naszą Małą Ojczyzną. Jeszcze za czasów pruskich pracował przez pewien okres swojego życia w kopalni "Nowa Helena" w Szarleju. Po odbyciu służby wojskowej oraz walkach podczas I Wojny Światowej na froncie wschodnim, południowym i zachodnim powrócił na Śląsk. Był organizatorem komórki Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska w Piekarach Śląskich (ówcześnie prawdopodobnie w Szarleju), organizacji która była głównym kołem zamachowym trzech Powstań Śląskich. Po roku 1920 organizacja działała pod nazwą "Centrala Wychowania Fizycznego". Rudolf Kornke w I Powstaniu Śląskim brał udział w walkach w rejonie Piekary - Brzozowice. W II Powstaniu był już Komendantem VIII Okręgu "Bytom", a w III pełnił funkcję inspektora Szefa Sztabu Grupy "Wschód". Po wcieleniu części Śląska do Rzeczpospolitej został podporucznikiem rezerwy Wojska Polskiego. Po wygaśnięciu walk powstańczych został pierwszym prezesem " Związku Byłych Powstańców", który został następnie przekształcony w "Związek Powstańców Śląskich".
Od roku 1922 do 1925 prowadził w Piekarach restaurację (niestety brak informacji o lokalizacji).
W latach 1930-1936 był komendantem głównym Związku Powstańców Śląskich w Katowicach, a w latach 1930-1935 sprawował mandat poselski na Sejm Śląski II i III kadencji. W 1932 roku był współzałożycielem Okręgu Śląskiego Związku Peowiaków. Po tułaczce II wojennej powrócił do kraju i nie brał udziału w życiu społecznym. Zmarł w zapomnieniu z powodu sanacyjnej przeszłości w roku 1958 i został pochowany w Chorzowie.
Oto jak wspominał wybuch III Powstania Śląskiego w kontekście walk o Bytom (pisownia oryginalna):
Zajęcie Bytomia.
W ostatnich dniach przed wybuchem powstania III. uzupełniano w gorączkowym pośpiechu broń i amunicję w magazynach, rozmieszczonych wzdłuż byłego pasa pogranicznego na terenie śląska, w dobrze zakonspirowanych kryjówkach, często w piwnicach, chlewikach i innych mało używanych ubikacjach, będących własnością ludzi pewnych i sprawie całem sercem oddanych. Magazynowanie broni odbywało się zwykle w porze nocnej, pod osłoną kilku zaprzysiężonych, dobrze uzbrojonych i śmiałych ludzi. Aby magazyny zabezpieczyć przed ewentualnem wykryciem przez niemców lub władze koalicyjne, najczęściej już po kilku dniach przenoszono broń z zagrożonego magazynu w inne pewniejsze Schronienie. W ostatnich dniach kwietnia, pod nadzorem referentów broni, przeczyszczono i posortowano zapasy karabinów ręcznych i maszynowych oraz amunicję w dostępnych każdej chwili magazynach, gdyż oprócz nich, na całym obszarze plebiscytowym, a szczególnie w obwodzie przemysłowym, przechowywano mniejsze i większe ilości broni i amunicji w kryjówkach niedostępnych, a to w najrozmaitszy sposób naprzykład poważną ilość broni ukryto w kanałach jednej z hut cynkowych; w innych miejscach zakopywano skrzynie z dobrze naoliwionemi karabinami pod ziemią, lub chowano je w leśniczówkach, gdzie była pod opieką zaprzysiężonych gajowych. Według plami uzbrojenia, przeznaczono dla poszczególnych formacyj z góry odpowiednią ilość karabinów, jakoteż lekkich i ciężkich karabinów maszynowych, amunicji i miotaczy granatów. W ostatnich dniach kwietnia najdokładniej poinformowano dowódców baonów i referentów broni o położeniu przydzielonych im magazynów oraz o ilości i jakości broni tam przechowywanej.
Przygotowania do tajnej mobilizacji dobiegały końca. Wszystkie oddziały powstańcze były już zaprzysiężone i na ich czele stali doświadczeni dowódcy. Pod względem wyekwipowania i uzbrojenia uczyniono wszystko, co tylko w tych warunkach uczynić było można; w godzinach wieczornych dnia 2-go maja, oddziały łączności czekały jako pierwsze na swoje przeznaczenie. O godzinie 10-tej wieczorem rozpoczęła się nareszcie ich działalność. W nieprawdopodobnie krótkim czasie zostały wszelkie połączenia telefoniczne z wszystkiemi centralami zerwane, a na ich miejsce zakładano sieci polowe, które miały łączyć poszczególne placówki miejscowe z komendami powiatowemi. Był to pierwszy cichy odgłos zrywającej się burzy, która za kilka godzin miała się rozpętać nad całym obszarem Górnego Śląska. W kierunku Piekar i Szarleja, polami i drogami, zdążały najpierw setki a potem tysiące skupionych w sobie mężczyzn, spieszących na przeznaczone dla nich miejsca alarmowe. Około godziny 11-tej rozpoczęto uzbrajać przybyłe oddziały. Wszystko działo się według z góry postanowionego planu; pluton za plutonem otrzymywał swoją broń i amunicję i powracał do szeregów. Dowódcy i szeregowi, z głębokiem przejęciem wykonywali swoje czynności i tylko od czasu do czasu padały ciche, ale stanowcze rozkazy, wzywające już uzbrojonych ludzi do szeregów. Była godzina 00.30. Cztery baony kompletnie uzbrojone i jako tako wyekwipowane stały gotowe do odmarszu, a mianowicie: baon Lorca, baon Paula Czesława, baon rezerwowy Barona i baon szturmowy z porucznikiem Ziarnkiem na czele. 1500 karabinów wraz z odpowiednią ilością karabinów maszynowych i miotaczy granatów dla baonów Lehnerta i Dworoka załadowano na ciężarowe samochody, które miały podążać do Łagiewnik w trop za baonem Lorca, który w myśl planu mobilizacyjnego powinien był maszerować przez Brzozowiec, kopalnię Biały Szarlej, następnie polnemi drogami obok folwarku Maciejkowickiego w kierunku kopalni „Versuchschacht" do Łagiewnik a stamtąd przez Piaśniki i Świętochłowice do Wielkich Hajduk, gdzie miało nastąpić jego połączenie z pierwszym pułkiem katowickim (Fojkisa).
Baon Musiała, uzbrojony w okolicy Rokitnic miał za zadanie wspólnie z baonem Paula oczyścić z, niemieckich oddziałów „Apo" pobliskie miejscowości i zająć wszystkie urzędy gminne i pocztowe w Rokitnicy, Miechowicach, Miejskiej Dąbrowie, w Karbie i Bobrku, a następnie nawiązać łączność z baonami Lehnerta i Dworoka, tworząc jeden samodzielny pułk. Niezwykle trudny obowiązek w pierwszym dniu powstania przypadł baonom Ziarnka i Barona, zadaniem ich bowiem było wkroczyć do Bytomia ze strony północno - zachodniej i południowo-wschodniej, oraz objąć miasto w swoje posiadanie. Plan ten był o tyle ryzykowny, że oddziały powstańcze przy jego wykonaniu mogły napotkać na czynny opór francuskiej załogi, co w rezultacie mogłoby doprowadzić do krwawych walk ulicznych pomiędzy nacierającymi oddziałami powstańczymi a francuskimi strzelcami, do czego z góry nie należało ze względów politycznych dopuścić. Nareszcie! Około godziny pierwszej ciszę nocną przerwały krótkie i ostre jak stal rozkazy, a ziemia zadudniała pod tupotem tysięcy ciężkich nóg maszerujących w nieznaną przyszłość powstańców śląskich. Jako pierwszy wyruszył baon Lorca, następnie baon Paula a za nim, przez Kocie Górki, kopalnię Nowy Dwór, wyznaczonemi szlakami zdążał do Bytomia baon Barona. Po pewnej chwili ruszył również baon szturmowy Ziarnka. Maszerujące oddziały omijały ze względów strategicznych główne trakty i posuwały się naprzód, przeważnie drogami bocznemi, z zamiarem zaskoczenia wroga przez ujawnienie swych sił dopiero w samej akcji nad ranem. W owej pamiętnej nocy mieszkańcy miejscowości, przez które przemaszerowały oddziały powstańcze, do rana nie zmrużyli oka, gdyż widok tajemniczych batalionów, wyłaniających się z mroków nocy, spłoszył sen z ich oczu i owładnął nimi całkowicie, wywołując u jednych bezgraniczne przygnębienie, u drugich niepewność a u trzecich cichy i rzewny etuzjazm. Pierwsze wynurzające się na wschodzie promienie słońca dnia tego były zarazem pierwszemi zwiastunami wolności dla setek tysięcy Górnoślązaków. Krainę śląską objął w swoje władcze panowanie Trybunał Krwi i Żelaza ....
* * *
Baon Barona dotarł szybkim marszem do starej linii kolejowej Bytom - Rojca, od strony plant i pchnął natychmiast swoje kompanie w kierunku Rzeźni Miejskiej, poczty i więzienia, szukając równocześnie przez wysłanie patroli w kierunku kopalni „Fidlersgluck" i rynku łączności z baonem Ziarnka. Część tych patroli powróciła po pewnym czasie, meldując, że do tej pory baon Ziarnka do Bytomia nie wkroczył. Podjęte przez oddziały baonu Barona próby zajęcia Rzeźni, poczty i więzienia nie powiodły się, gdyż Francuzi zwąchali widocznie pismo nosem i obsadzili bardzo silnie te trzy punkty.
Po pewnym czasie ponowiono próbę odebrania Francuzom poczty. Francuzi jednak stawili silny i zdecydowany opór, ostrzeliwując nacierających powstańców ogniem karabinów maszynowych i ręcznych. Wywiązała się krótka strzelanina, a Baron, nie mając rozkazu atakowania Francuzów, cofnął się i ogień zamilkł. Więzienie okazało się jeszcze trudniejsze do opanowania bez krwi przelewu. Wobec tej sytuacji Baron obsadził swoimi oddziałami oba mosty kolejowe oraz ulice Piekarską, Tarnogórską, Plac Hindenburga i ulice boczne. W międzyczasie przybył spóźniony o godzinę, drogą Wielko - Dąbrowiecką baon Ziarnka, dyrygując natychmiast swoje kompanje na wyznaczone punkty, które miały być obsadzone, tworząc zarazem łączność z oddziałami i dowództwem baonu Barona. Powód opóźnienia baonu szturmowego był ten, że zdążające w ślad za nim wozy z amunicją ugrzęzły pod Brzozowicami w błocie, a porucznik Ziarnek, chcąc bez względnie amunicję zabrać ze sobą, przerwał marsz, próbując wydostać wozy z błota, co się też po pewnych wysiłkach wkońcu udało, lecz z drugiej strony przyczyniło się do tak znacznego opóźnienia, które w swoich skutkach mogło odbić się bardzo fatalnie na powodzeniu całej akcji. Około godziny 4.30 z rana oddziały Ziarnka uderzyły na landraturę, ratusz i dworzec kolejowy. Wywiązała się długotrwała i ostra strzelanina, wynikiem której było kilkunastu rannych i zabitych.
Wyrzucenie Francuzów siłą z obiektów przez nich zajętych nie przedstawiało zbyt wielkiej trudności, lecz musiałoby doprowadzić do masakry, do czego Naczelne Dowództwo dopuścić pod żadnym względem nie zamierzało. W pierwszych godzinach rannych rozpoczęły się pertraktacje pomiędzy dowództwem sił powstańczych i dowódcą załogi francuskiej, majorem Montalegre oraz angielskim pułkownikiem Coquerellem, sprawującym urząd kontrolera powiatowego. Pertraktacje te nie doprowadziły jednak do żadnego skutku. Dowództwo powstańcze, mające całe miasto w swych rękach, z wyjątkiem gmachów rządowych, domagało się, aby Francuzi opróżnili przez nich zajęte obiekty, inaczej będzie zmuszone starać się za wszelką cenę zdobyć je siłą. Dowódca wojsk francuskich uparcie się domagał, aby powstańcy opuścili centrum miasta inaczej przystąpi do zaatakowania oddziałów powstańczych. Sytuacja wobec nieustępliwości Francuzów stanęła na martwym punkcie i można było lada chwila oczekiwać, że powstańcy pozwolą się porwać uniesieniu i na ulicach Bytomia, w oczach pałających nienawiścią do jednych i drugich Niemców, rozegra się krwawa rzeź. Położenie stawało się coraz bardziej napięte, gdy z pośród szeregów powstańczych coraz głośniej padały gwałtowne słowa skierowane przeciwko Francuzom i żądające ich ustąpienia. Około godziny 9-tej komendant powiatowy Wróbel, wraz z zastępcą, porucznikiem Paszkowskim, udali się pospiesznie do kwaterującego w Bańgowie „Dowództwa Grupy Wschód”. Na zapytanie, czy mają dopuścić do zaatakowania wojsk francuskich, otrzymali odpowiedź odmowną. Wobec tego faktu kompanie powstańcze opuściły około godziny 11-tej centrum miasta i udały się do Szarleja, skąd kilka dni później wyruszyły na front. Bytom został oblężony przez rezerwy armii powstańczej i wszelki dostęp do miasta został wstrzymany.