Egzekucja w Brzozowicach - Kamieniu

Kulisy egzekucji "3 Bohaterów" Hatki, Hadasia i Tomy w bardzo dobrym opracowaniu Pana Wojciecha Kempy, który pozwolił opublikować poniższy tekst. Jest to zarazem fragment książki Pana Wojciecha "Okręg Śląski Armii Krajowej" tom II

Polecam!

 

Hadaś Józef
 
Hatko Hubert
 
Toma Teodor
 
 

Polska Organizacja Partyzancka, którą na terenie powiatu tarnogórskiego dowodził druh Władysław Kurek, została rozbita w wyniku dwóch fal aresztowań, z których pierwsza miała miejsce w kwietniu 1940 roku, druga na natomiast w grudniu tego samego roku.

Zajrzyjmy teraz do opracowania Alfreda Skrabani, który charakteryzując Obóz Zjednoczenia Narodu Polskiego, organizację harcerską powstałą w Brzozowicach - Kamieniu, stwierdza:

„Obóz Zjednoczenia Narodu Polskiego, podobnie jak POP, podporządkowany był najpierw Polskim Siłom Zbrojnym /PSZ/, a następnie Związkowi Walki Zbrojnej /ZWZ/. Należał początkowo do obwodu będącego w stadium organizacji bytomsko - gliwickiego, a później do obwodu tarnogórskiego, mającego wówczas kryptonim „Fiołek”.

Po wstąpieniu do niej harcerzy z rozwiązanej Polskiej Organizacji Partyzanckiej, utworzono nowe placówki w następujących miejscowościach: Radzionków, Sucha Góra, Kozłowa Góra, Orzech, Miasteczko Śląskie, Lasowice i Tarnowskie Góry.”

Tak więc w następstwie dwóch fal aresztowań - z kwietnia i grudnia 1940 roku POP przestała istnieć, a jej resztki weszły w skład OZNP, natomiast niewątpliwie ciekawa jest informacja, iż OZNP „należał początkowo do obwodu będącego w stadium organizacji bytomsko - gliwickiego, a później do obwodu tarnogórskiego”.

Reasumując - czy nie jest więc czasem tak, że ppor. Alojzy Bogacki ps. „Alek” miał początkowo dowodzić obwodem utworzonym z tej części dawnego powiatu bytomskiego, która po podziale Górnego Śląska (w roku 1922) przypadła Polsce, mając swe „przyczółki” w samym Bytomiu? Podejrzewam nadto, że po aresztowaniu Edwarda Halka ppor. Bogacki został komendantem Obwodu Tarnowskie Góry, przy czym już kilka tygodni później został on aresztowany.

Z kolei przenieśmy się do miejscowości Brzozowice - Kamień (dziś dzielnica Piekar Śląskich), będącej matecznikiem wspomnianej już organizacji Obóz Zjednoczenia Narodu Polskiego. Bronisław Jureczek mieszkał właśnie w Brzozowicach - Kamieniu, przed wojną należał do harcerstwa. Zeznając przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach, powiedział:

„Ja się z Hatką kolegowałem jeszcze z harcerstwa, więc przychodził do mnie i powiedział mi, że jest w organizacji tajnej i czy ja chcę wstąpić. Wyraziłem zgodę i prócz tego zwrócił się do matki o haftowanie opasek biało - czerwonych z orłem. To miało miejsce w listopadzie 1939 r. Tworzyliśmy „piątki”.

Organizacja nasza nazywała się „Zjednoczona Unia Społem”. Nasze zadanie było dywersyjne - wysadzanie pociągów, transportów wojskowych oraz sabotaże na zakładach, w miejscu zatrudnienia - do dywersji nie doszło, bo nie było takiego rozkazu. Ja puściłem wózki na pochylni i przez dwa dni nie było wydobycia. Składki składałem po 3 - 5 Rm na ręce Hatki.”

Jerzy Markiewka, jak wynika z jego zeznań złożonych przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach w dniu 12 marca 1974 roku, był jednym z założycieli drużyny im. Zawiszy Czarnego w Brzozowicach - Kamieniu. Drużyna ta należała do hufca Dąbrówka Wielka. W trakcie przesłuchania tak opowiadał o swej działalności konspiracyjnej:

„W 1940 r. przyszedł do mnie Hatko z propozycją należenia do organizacji. Przysięgę składałem na strychu w domu Tomanków na ręce Hatki. Otrzymałem ps. „Demon”. System był piątkowy. Należałem do piątki Bronisława Sroki - drużynowego.”

Dodajmy, że Bronisław Sroka nie był drużynowym drużyny im. Zawiszy Czarnego, ale drużyny im. ks. Józefa Poniatowskiego w Brzozowicach - Kamieniu. Do jego piątki, jak wynika z zeznań Jerzego Markiewki, należeli, prócz Markiewki, także Ignac Tomanek, Mikołaj Tomanek i Karol Sroka. Markiewka otrzymywał gazetki „Społem”, „Orzeł Biały” i „Polski Obóz Rewolucyjny”, które na dole miały adnotację „Obóz Zjednoczenia Narodu Polskiego”. Tymczasem oddajmy ponownie głos Jerzemu Markiewce:

„Dwa razy otrzymałem „Zryw”. Jedna z akcji wyglądała następująco: Hatko polecił mi, aby jajka do spożycia nie rozbijać, tylko wydmuchiwać i zebrać 10 sztuk. Kiedy to zebrałem, Hatko wypełnił je jakimś płynem i zalepił. W późniejszym czasie dowiedziałem się, że temi jajkami o smrodliwym zapachu została obrzucona biblioteka miejska w Piekarach Śl. w czasie zaciemniania. Druga: pewnej niedzieli przyszedł do mnie Hatko, Hadaś i Król. Ja obserwowałem strażników, a oni weszli przez okno do magazynu i zabrali 4 paczki papieru i matryce potrzebne na gazetki. Z innych czynności to zbieranie pieniędzy dla rodzin potrzebujących pomocy.”

Z kolei oddajmy głos Bronisławowi Sroce, który przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach zeznawał w dniu 21 marca 1974 roku. Z protokołu przesłuchania dowiadujemy się, że był on - co zostało już zasygnalizowane - komendantem drużyny im. ks. Józefa Poniatowskiego w Brzozowicach - Kamieniu, przy czym 24 sierpnia 1939 roku został on powołany do wojska, do 20 pułku piechoty, w związku z czym drużynę przekazał przybocznemu Ignancemu Tomankowi. W dalszej części przesłuchania mówił on:

„Wiosną 1940 r. przyszedł do mnie Hubert Hatko i rozmawialiśmy o datkach dla rodzin potrzebujących. Przy tym dał mi gazetkę „Społem” do przeczytania ze zleceniem „podaj dalej”. Mówiliśmy także o organizowaniu nowych członków. Hatko mnie znał jako młodszy w mojej drużynie. Organizacja nazywała się „Obóz Zjednoczenia Narodu Polskiego”. Po jakimś czasie sam Hatko odebrał ode mnie przysięgę, treść jej była napisana na kartce, po jej przeczytaniu podał mi rękę i kartkę z treścią przysięgi spalił. [...] Pseudo w organizacji miałem „Sęp”.”

10 sierpnia 1941 roku Bronisław Sroka został powołany do Wehrnachtu. Natomiast w uzupełnieniu powyższych informacji zacytuję fragment zeznań Józefa Jana Konowoła, złożonego 26 lutego 1974 roku przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach:

„Od około 1934 roku należałem do drużyny harcerskiej im. J. Poniatowskiego w Brzozowicach - Kamieniu. Miałem początkowo stopień wywiadowcy. Drużynowym początkowo był Hubert Hatko. Po przyjeździe z wojska drużynę objął poprzedni drużynowy - Eryk Sroka. Wówczas Hatko założył drugą drużynę w Kamieniu - pozaszkolną, starszoharcerską. Hatko był fanatykiem harcerskim i pracując jako goniec w magistracie, resztę czasu poświęcał dla harcerstwa.

Pozostałem w starej drużynie im. J. Poniatowskiego. Na 3 dni przed wybuchem wojny wróciliśmy z obozu z Miotku w pow. lublinieckim. Ponieważ nasz teren był ufortyfikowany i obsadzony przez wojsko, harcerze z mojej drużyny nie brali udziału w akcji obronnej. Z matką uchodziłem aż do Równego. Powróciliśmy w lutym 1940 roku.

Otrzymałem pracę w kopalni „Rozbark”. W tym czasie spotykałem się z kolegami – harcerzami i zbieraliśmy się u Ignaca Tomanka w Brzozowicach. Na zbiórkach postanowiliśmy, że na „Fingerabdruck” podamy mowę i narodowość polską, co też uczyniliśmy. W 1940 roku (czasu bliżej określić nie mogę) Kazimierz Król (harcerz, zmarł w obozie w Oświęcimiu) zaproponował mi przynależność do Obozu Zjednoczenia Narodu Polskiego. Zaprzysiężony zostałem w mieszkaniu Króla przy obecnej ul. Oświęcimskiej. Otrzymałem ps. „Czajka”. Pouczono mnie, że organizujemy się w „piątki”. Deklarowaliśmy składki na organizacje i pomoc dla rodzin potrzebujących. Otrzymywaliśmy gazetkę „Społem”, odbijaną przez pewien czas w mieszkaniu Króla, jej redaktorów nie znam. Pełniłem funkcję gońca, jeździłem do Bytomia i oddawałem lub odbierałem paczki od osoby mi nieznanej. Później punktem kontaktowym była wieża wodociągowa w Radzionkowie. W naszej „piątce” był Król, Hadaś i Walisko.

Hadaś pracował na obecnej kop. „Dymitrow” i tam w biurze skradł maszynę do pisania i powielacz. Ja z Hadasiem i Królem przenosiłem ją do mieszkania Króla. W innych pracach nie brałem udziału. „Społem” wychodziło co tydzień – były i opóźnienia. Podawano wiadomości z radia. Mnie jest wiadomo, że kierownictwo OZNP tworzyli: Hadaś, Hatko i Toma.”

Józef Bem należał do drużyny im. ks. Józefa Poniatowskiego, której drużynowym był Bronisław Sroka. Przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich zeznawał 1 kwietnia 1974 roku:

„W 1940 r., na wiosnę, po porozumieniu się z Hatko, zapisałem się do ruchu oporu pod nazwą „Obóz Zjednoczenia Narodu Polskiego”. Tworzyliśmy „piątki”. Przyrzeczenie składałem przed: Hadaś Ryszard, Hadaś Józef, Kazimierz Król i Hubert Danecki. To była moja „piątka”. Przewodniczącym „piątki” był Hadaś Ryszard. Otrzymywaliśmy gazetkę formatu A-4 powielaną. Hadaś i Król pracując na kop. „Dymitrow” zabrali maszynę do pisania z placu drzewnego kop. „Dymitrow”. [...] Ja byłem kolportere tej gazetki „Społem”, otrzymywaliśmy też „Świt” albo „Zryw”.”

Józef Bem został powołany do niemieckiego wojska. We wrześniu 1944 roku we Francji dostał się do niewoli, zaciągnął się do Wojska Polskiego, służył w Samodzielnej Kompanii Komandosów. Jego brat Alojzy natomiast został aresztowany przez Niemców, przeszedł przez Mysłowice i Oświęcim. 20 sierpnia 1942 roku został rozstrzelany.

Maria Koziełowa, z d. Franiel, zeznawała przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach w dniu 20 października 1971 roku:

„W czasie uczęszczania do szkoły podstawowej w Brzozowicach - Kamieniu należałam do harcerstwa, drużyna żeńska im. Emilii Plater. Drużynową ówczesną była Róża Posz. Po krótkim czasie pełniłam funkcję zastępowej, a następnie przybocznej.

Do organizacji „Obóz Zjednoczenia Narodu Polskiego” wciągnął mnie jesienią 1940 r. drużynowy Hubert Hatko. [...] Nasza organizacja dzieliła się na działy: A, B, C i D. Z tego pamiętam, że „D” był działem organizacyjnym, w którym pracowałam. [...] W dziale organizacyjnym zajmowałam się werbowaniem nowych członków i kontaktami z innymi organizacjami, rozdziałem prasy podziemnej i pomocą charytatywną dla rodzin poszkodowanych i biednych. Wprowadzony był system „piątkowy” i zbieraniem datków zajmowały się piątkowe.”

Tymczasem przedstawiam fragment relacji Klary Toma, która w roku 1936 wyszła za mąż za Teodora Tomę. Oto jak opisała ona wojenne losy swojego męża:

„Z chwilą wybuchu wojny razem z harcerzami uchodził na wschód. W grupie jego był Foreiter Jan, Kaczmarek i mienia brak i Ogaza. Foreiter i Kaczmarek mieszkają w Brzozowicach – Kamieniu, ul. Oświęcimska nr 158. Foreiter jest właścicielem domu, w którym mieszkaliśmy do chwili aresztowania, a ja mieszkałam całą okupację.

Z ewakuacji wrócił razem z Foreiterem i Kaczmarczykiem dopiero gdzieś w grudniu 1939 r. Na kopalni został zwolniony z pracy i zaczął pracować jako robotnik torowy w firmie HAMPEL w Bytomiu.

Jak mi się wydaje mąż Teodor uległ wypadkowi na kopalni Andaluzja jeszcze przed wybuchem wojny. Jedno oko zostało uszkodzone na skutek pęknięcia pompy. Choroba się odnawiała, gdyż w kwietniu 1941 r. poddał się operacji w Szpitalu Miejskim przy ul. Francuskiej w Katowicach. Bliżej czasu określić dziś nie umię, ale było to krótko po powrocie z ewakuacji zauważyłam, że przychodzą do niego koledzy Hatko albo Hadaś. Do mnie na temat organizacji nie chciał nic mówić, a kiedy go o tego rodzaju pracę podejrzewałam i mówiłam mu, aby uważał bo nie jest kawalerem, zapewniał mnie, że będziemy mieli jeszcze dobrze, że wielu Polaków się zjednoczyło. Teodor miał maszynę do pisania, na której pisał sam w mieszkaniu lub w piwnicy różne pisemka, lecz nazwy ich nie znam. Pisemka te rozdawał wśród kolegów. Tak samo ja, jak i jego kuzynka Małgorzata Toma haftowałyśmy symbol organizacji, który w formie serca miał w środku litery „OZ-NP ŚL-47 A” z symbolem strzały elektrycznej. Symbol może odczytać Małgorzata Toma, jest obecnie zamężna i mieszka w Radzionkowie.”

Antoni Szwajnoch w relacji napisanej w dniu 3 listopada 1975 roku, a znajdującej się w zbiorach Adeli Korczyńskiej, napisał:

„Z początkiem 1940 r. zawiązała się na terenie Brzozowice - Kamień organizacja pod nazwą „Obóz Zjednoczenia Narodu Polskiego”. Ja harcerzem nie byłem. Mnie do organizacji, jako byłeo członka SOKÓŁ, wciągnął Hatko. Moim zadaniem było obserwować Niemców, którzy są niebezpieczni dla Polaków, kolportaż gazetki „Świt” i „Orzeł Biały”. Wiadomo mi jest, że gazetki pisane były na maszynie u Tomy. W tym samym domu mieszkała Skotniczna, Vorreiter - gospodarz i Toma. Według moich wiadomości miała ona sprawę po wojnie w Bytomiu w 1945/1946 r. i skazana została na 2 lata więzienia. Hatko pracował w kop. „Rozbark”, a ja w firmie „Św. Józef” w Bytomiu. Razem z roboty udawaliśmy się do domu. Jak mi wiadomo, maszynę skradł Hatko z kop „Rozbark” i ukrywał w opakowaniu w piaskarni w kierunku Bytomia na Kamień. Ta ulica dawniej nazywała się Kamieńska. Każdy z członków miał pseudo. Ja miałem „Kot”. Organizacja tworzyła piątki. Do mej piątki należał: Tomek Brol, Dziombek Konrad, Gwóźdź Jan i Langer Roman. Nie byli to harcerze, lecz SOKOLI.”

Według Antoniego Szwajnocha do aresztowań, które nastąpiły w październiku 1941 roku, miał się przyczynić donos Skotnicznej, która to była gospodarzem domu (dozorczynią), w którym mieszkał Toma. Przede wszystkim jednak w szeregi organizacji wkradła się konfidentka gestapo. Przytoczę w tym miejscu fragment relacji, której autorem był Józef Markiewka:

„Ob. Lis, z domu Garbaszok pseud. Diana była bibliotekarką kasie kolejowej w Tarnowskich Górach. Należała do organizacji podziemnej. Gestapo znalazło u niej przypadkowo jeden numer gazetki konspiracyjnej. Aresztowana po torturach zgodziła się na współpracę z gestapo. Zobowiązano ją do spowodowania następnego wydania gazetki w miejscowości Lasowice /dom jej rodziców/. Dom ten został zburzony. Wieczorem, w czasie drukowania gazetki, gestapo oświetliło reflektorami dom. Hatko pisał na maszynie, a Hadaś powielał. Mieli przy sobie broń i arszenik, ale nie bronili się – tak byli zaskoczeni. Byli przekonani, że obstawa odbije ich, ale obstawa widząc przewagę Niemców wycofała się. Hatko w czasie tortur załamał się i zdradził gestapowcom szyfr, za pomocą którego odczytano kartotekę członków, gdyż kartoteka wpadła w ręce gestapo. Niemcy zamordowali 70 osób na terenie Brzozowic – Kamienia.”

Podobnie do Józefa Markiewki przyczyny aresztowań widział Franciszek Cichoń z Tarnowskich Gór:

„Miejscem kontaktowym był dom w lesie, przy szosie prowadzącej do Miasteczka Śl., w okolicach byłej piaskowni a obecnie terenów wojskowych. Dom ten został zburzony w czasie działań wojennych w 1945 roku. Właścicielem tego domu był Ob. Garbaciok. Spotkania w których brali udział „piątkowi” miały miejsce w mieszkaniu jego córki zamężnej, noszącej nazwisko Lis, która jak się później okazało była wtyczką Gestapo.”

Wróćmy jeszcze do relacji Klary Toma:

„W dniu 12 października 1941 r. do mieszkania naszego przybyło sześciu funkcjonariusz gestapo i przeprowadzili rewizję. Wszystkie rzeczy powyrzucali na kupę. W tym czasie Teodora w mieszkaniu nie było. Tak samo przeprowadzili rewizję w piwnicy, w której pod węglem miał żelazną kasetkę z zawartością: wykazy członków organizacji.

Kiedy zobaczyli wykazy, zaczęli pytać, gdzie jest Teodor. Ja nie chciałam powiedzieć i tak różnie mówiłam, że może u teściów itp i w tym czasie przyszedł do domu, przez funkcjonariuszy został skuty w kajdany i zabrany na samochód i zawieziony do Polizei Ersatz Gefaegnis w Mysłowicach. Po aresztowaniu w każdym tygodniu doręczałam Teodorowi bieliznę, którą odbierali, a tylko dwa razy otrzymałam zwrot starej bielizny z tym, że jeden raz otrzymała bieliznę nie jego, a obcą. Przez cały czas pobytu w Mysłowicach nie pisał do domu, ani nie przyszedł żaden gryps.”

17 października 1941 roku kreisleiter NSDAP w Tarnowskich Górach w sprawozdaniu dla gauleitera w Katowicach napisał:

„Już od dłuższego czasu wiadomo było, że na terenie powiatu, w różnych miejscowościach, osoby zaliczane do polskiej inteligencji odbywają nocami spotkania. Gestapo było o nich jak najdokładniej informowane, ponieważ spotkania te odbywały się u konfidenta Gestapo i dlatego cierpliwie je tolerowano. Członkowie tej polskiej organizacji czuli się bezpieczni. Na kradzionej maszynie do pisania i na powielaczu odbijali polskie gazety. Wiadomości do nich czerpali w zasadzie z nasłuchu radia angielskiego i rosyjskiego. Członków tej organizacji aresztowano w nocy między godz. 11.00 a 12.00, podczas jednego z tajnych spotkań i przygotowywania gazety. Ogółem aresztowano 27 osób. Dalsze 4 osoby ujęto w ciągu następnych dni. Wszystkie osadzono w więzieniu w Mysłowicach.

Aresztowani byli czynnymi członkami organizacji. Według znalezionych zaszyfrowanych kartotek i zeznań należy przyjąć, że organizacja liczy około 500 osób. Podkreśla się, że wśród aresztowanych znajduje się polski prowizor, który pracował w aptece w Tarnowskich Górach, zarządzanej przez niemieckiego powiernika. Dostarczył on do dyspozycji tajnej organizacji znaczną ilość pudełek trucizny. Zamierzano ej użyć do zgładzenia osobistości urzędowych. Trucizna ta - chodzi o arszenik - miała być również przeznaczona do niszczenia zwierząt w ramach akcji sabotażu itd. Według dostarczonych mi informacji do organizacji należy także kilka osób spośród 2 grupy niemieckiej listy narodowościowej.”

W uzupełnieniu warto dodać, że owym aptekarzem który wykradał arszenik, był Stefan Szymała, który pracował w aptece „Pod Eskulapem” przy ul. Dworcowej w Tarnowskich Górach. Trucizna ta była następnie dostarczana do Wielkopolski, na potrzeby „Witaszkowców”, jak nazywano (od pseudonimu dowódcy) tamtejsze zgrupowanie Związku Odwetu. Dodajmy, że to, o czym pisał w dniu 17 października 1941 roku kreislaiter NSDAP w Tarnowskich Górach, stanowiło wstęp do kolejnych aresztowań, o których za chwilę...

Tak więc katastrofa nadciągnęła w październiku 1941 roku, a jej apogeum nastąpiło w listopadzie. To, co się wówczas działo w Brzozowicach - Kamieniu, szczegółowo opisał w kronice szkolnej, którą prowadził A. Birkoff, kierownik miejscowej szkoły i zarazem przywódca miejscowej komórki NSDAP. Oto pisze on:

„Tam, na froncie, wojska szturmowały brzegi Morza Azowskiego, dopełniała się groza bitwy pod Briańskiem. W tych też dniach spadło nieszczęście na miejscowych polskich spiskowców. W nocy z 11 na 12 października, a następnie jeszcze raz, 19 października w godzinach rannych, gestapo zadało ostateczny cios. Zamknęło się oko sieci, w którą zaplątał się Hatko i całe towarzystwo. Nieczyste sumienie wycisnęło zgrozę i strach na wielu twarzach. Szesnastu ludzi, w większości młodych, wyciągnięto z łóżek i odtransportowano samochodami. W miejscowości nastała panika.

Aresztowani zostali: Bartoszek Józef, ur. 20.7.1904 r. Franiel Maria, ur. 5.5.1920 r. Hadasz Ryszard, ur. 21.2.1925 r. Hatko Hubert, ur. 31.1.1919 r. Toma Teodor, ur. 8.4.1909 r. Piwowar Leonard, ur. 4.8.1923 r. Toma Wilhelm, ur. 16.10.1915 r. Sówka Józef, ur. 17.5.1910 r. Franiel Apolonia, ur. 9.2.1924 r. Hadasz Józef, ur. 17.3.1923 r. Hatko Elżbieta, ur. 5.10.1917 r. Król Kazimierz, ur. 4.5.1925 r. Panoch Antoni, ur. 18.1.1907 r. Bartochowski Stanisław, ur. 5.9.1906 r. Kubica Stanisław, ur. 15.11.1914 r. Toma Małgorzata, ur. 22.3.1916 r.

Aresztowani zatrudnieni byli przeważnie w górnictwie. Między nimi znalazł się szanowany mistrz krawiecki (Bartochowski). W kilku przypadkach ten sam los spotkał całe rodziny. Maria Franiel powiedziała tylko w zdenerwowaniu do aresztującego ją gestapowca: „Mój brat poległ za Vaterland, a ja teraz umrę za Ojczyznę!”. Jej brat, Wincenty, poległ w 1940 r. w Belgii jako pierwszy żołnierz Wehrmachtu z Brzozowic-Kamienia (22 maja 1940 r. Tirleconrad, Belgia).

Czterech dalszych pojedynczych aresztowań dokonano w następnych dniach. Raz jeszcze gestapo zadało wielki cios. W nocy z 14 na 15 listopada aresztowano 44 następnych członków polskiego ruchu oporu. Przez całą noc, tam i z powrotem, jeździły wozy policyjne. Hatko zmuszony był mówić. Miejscowość milczała. Spokój i zadowolenie wyczytać można było wśród ludności niemieckiej, cisza grobowa panowała u innych. Nie odważyli się jednak na otwartą walkę.

Aresztowanych osadzono w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, częściowo w Mysłowicach. Rodzice aresztowanych przychodzili do mnie, prosili, żebrali. Ja już nie mogłem nic zrobić. Hatko nie posłuchał. Ruch oporu był dużo większy, niż można się było tego spodziewać. Rozrósł się o wiele bardziej w sąsiednich miejscowościach. Trzeba było ostrzeżenia. Trzeba było zastraszenia.

Gestapo i służba bezpieczeństwa (SD) pracowały szybko i niezawodnie oraz bez litości dla zdrajców. 15 listopada w południe byłem z burmistrzem i pewnym pułkownikiem SS na krótkiej, lecz brzemiennej w następstwa, naradzie w Ratuszu. Pułkownik SS zakomunikował nam, że 18 listopada 1941 r. mają być powieszeni trzej główni winowajcy: Hatko, Hadasz i Toma. Egzekucja odbędzie się w naszej miejscowości publicznie, dla odstraszenia innych. Miejscowe organa policji mają zająć się przygotowaniami od strony technicznej. Moje zadanie brzmiało: pokierować wydarzeniami politycznymi i kontrolować skutki. Krótko omówiono wybrane miejsce (boisko sportowe), szczegóły natury technicznej i sposób zgromadzenia mieszkańców. Wykluczyłem, aby urządzono na miejscu jakiś pogrzeb. Nie były mi potrzebne żadne groby polskich męczenników, które przez wiele lat byłyby tylko pretekstami do politycznych demonstracji i ciągłych wspomnień. Narada była tajna.

W dniu egzekucji (18 listopada) o godz. 8.00 obwieszczono mieszkańcom, którzy do tej pory o niczym jeszcze nie wiedzieli, co się będzie działo. O godz. 9.00 zostały zakończone przygotowania na miejscu egzekucji. Na trzech mocniejszych drzewach, w środku placu, od strony wschodniej, umocowano na sposobnych do tego konarach pętle, sporządzone z konopnych sznurów do wieszania bielizny. Wysmarowano je szarym mydłem.

Pod każdym z tych konarów stał mocny stół ze schodkami. Na stołach ustawiono taborety. Z boku, za drzewami, przygotowano trzy skromne trumny. Na wprost drzewa stanął silny oddział policji z karabinami gotowymi do strzału. Nie zastosowano odgradzających barier. W tym czasie przygotowywano do egzekucji zdrajców, których około 8 przywieziono pod konwojem policji pod ratusz. Około godz. 10 musieli zdjąć płaszcze, czapki i szaliki, a następnie z powrotem wejść do samochodu.

Najpierw przemaszerowała «eskorta», którą tworzyło pod przymusem rozkazu 50 byłych powstańców i działaczy z okresu powstań polskich; oczekiwali oni na przybycie karetki więziennej na ulicy przed boiskiem sportowym. Kiedy już tam byli, trzem delikwentom założono na ręce kajdanki i pochód uformowano w taki sposób, że pierwsze szły trzy „trójki”: w każdej skazaniec w kajdankach, a po jego bokach inni więźniowie, którzy mieli wykonać robotę kata. Od lewej i prawej strony te trzy «trójki» otoczone były gestapowcami w cywilu.

W pierwszej „trójce” w środku szedł Toma, za nim Hatko, następnie Hadasz. Za „trójkami” maszerowało 50 mężczyzn polskiej „eskorty”, otoczonych silną asystą policyjną.

Wielka masa ludzi, jaka zebrała się wokół placu, utworzyła w środku szerokie przejście.

Gdy doszli pod drzewa, Hatko stanął przed środkowym stołem. Na prawo od niego stał Toma, na lewo Hadasz. Asystujący Polacy zostali ustawieni w trzech rzędach od strony północnej w ten sposób, że „widzowie” od strony południowej zamykali czworobok: tam stanęli dostojni goście Partii. Pomiędzy nimi było trzech „kreisleiterów”: z Tarnowskich Gór, z Bytomia i z Lublińca. Ponadto: starosta, burmistrzowie sąsiednich miejscowości i tamtejsi przywódcy partyjni (Ortsgruppenleiterzy) oraz wyżsi oficerowie policji. Egzekucją dowodził pułkownik SS z katowickiego urzędu gestapo.

I teraz wszystko potoczyło się bardzo szybko.

Komendy dla szeregów policji — cisza wśród niemieckiego tłumu. Przed skazańcami pojawia się tłumacz, który odczytuje im wyrok: spiskowanie, zdrada stanu, przygotowania do zbrojnego powstania, włamania do aptek w celu zdobycia trucizny i próby zgładzenia kierowniczych osobistości, drukowanie nielegalnych i podburzających ulotek. W tym decydującą rolę odgrywał Hatko, a pozostali dwaj byli jego głównymi pomocnikami.

Wyrok: na zarządzenie Reichsführera SS śmierć przez powieszenie z natychmiastowym wykonaniem.

Jeszcze raz odczytano tekst wyroku w języku polskim. Stoję przed Hatko, jest ode mnie oddalony nie więcej jak o sześć kroków. Bacznie mnie obserwuje, ja patrzę w jego kamienną twarz: „Chłopcze, chłopcze...”. Czy myśli on teraz o moich słowach?

Także dwaj pozostali wykazują stoicki spokój. Kości zostały rzucone. Do dzieła przystępują teraz kaci – ich koledzy. Wśród „publiczności” poruszenie. Toma sztywno wpatruje się w jedno miejsce. Tam stoi jego ojciec i jego żona z dwuletnim dzieckiem na ręku, które woła – Tato! Wkracza policjant i wyprowadza kobietę z tego miejsca: – To nie jest dla pani. Tymczasem trzem skazanym związano ręce do tyłu. Pada stanowcza komenda: – Szubienica w górę! Hatko jak łasica robi zwrot i wprost skacze po tych pięciu schodkach w górę, na stół. Za nim kaci. Staje na taborecie, tak samo pozostali dwaj. Rozbrzmiewa przeraźliwa komenda: – Szubienica wolna!

Zarzucają im pętle na szyje. Nagle okrzyk: – Niech żyje Polska! – Woła z całej siły Hatko i prawie jednocześnie Hadasz: – Jezus, Maria, moja matka! Powróz uciszył ich na zawsze. Toma się załamał. Nie wiedział, kiedy go, nieprzytomnego, wciśnięto w pętlę. Wszystko to odbyło się w ciągu trzech, czterech sekund. Kaci odsunęli spod nóg taborety i ciała zawisły spokojnie. Lekkie drgawki u Hadasza, a po chwili wisiał spokojnie jak Toma. Hatko podciągał kilka razy nogi, kurczowe drgania w barkach i zakutych rękach. Po minucie i on wisiał spokojnie.

Egzekucja rozpoczęła się o godz. 10.30 i została zakończona o godzinie 10.45.

Nagannym i niepoczytalnym faktem było to, że z miejsca egzekucji nie usunięto wielu dzieci szkolnych. Policja tutaj czegoś nie dopilnowała.

Zwłoki wisiały aż do godziny 14.00. Następnie zostały zdjęte i złożone do trumien. Samochód policyjny, kiedy zajechał, zabrał jednak tylko zwłoki, po wyjęciu ich z trumien. Musiał je przyjąć z powrotem stolarz Wolff, mając oczywiście pretensje do zarządu gminy.

Następnego dnia na parkanie okalającym dom urzędnika gminnego, nazwiskiem Gdynia, wypisano kredą groźbę: «kto pod kim dołki kopie, sam wpad...». Temu, kto to pisał, niewątpliwie przeszkodzono (Gdynia uczestniczył w przygotowaniu egzekucji).

Ortsgruppenleiter NSDAP, czyli ja, otrzymałem 21 listopada anonim z pogróżką, w którym zapowiedziano mi podobny los.

„Śmierć naszych ukochanych zawiśnie nad tobą, a ty nie będziesz mógł skonać...” – tak się zaczyna, a kończy obelgami i oskarżeniami – „Śmierć naszych bohaterów nas nie odstrasza, a z tobą tak czy owak się policzymy. Dajemy ci dobrą radę, abyś wraz z tą grubą świnią z urzędu gminnego cichaczem zniknął — nie trzeba będzie wtedy przelewać krwi”.

Pomiędzy aresztowanymi w dniu 15 listopada 1941 r. znajduje się także drugi polski kierownik mojej obecnej szkoły – Mikołaj Mendes. Aż do wybuchu I wojny światowej był pruskim nauczycielem, a potem zdezerterował do Polaków i do 1939 r. był w Brzozowicach-Kamieniu, a obecnie przebywa w obozie koncentracyjnym.

Ogólnie to miejscowa ludność nie potraktowała aresztowań jako czegoś zbyt groźnego, albowiem nie wiedziano wiele o przewinieniach tych aresztowanych, a to, co wiedziano, nie zostało w całej doniosłości ocenione. Dlatego egzekucja została przyjęta jako coś niepojętego i niezrozumiałego. W następnych dniach i tygodniach nie słyszało się już więcej ani słowa po polsku – ludność polska stała się bardziej ostrożna.”

Ogromna część aresztowanych zmarła w obozach. Jak informuje A. Birkoff, tylko do listopada 1942 roku (a więc w ciągu roku) do Brzozowic – Kamienia przyszło 25 zawiadomień o zgonach.

Wśród aresztowanych w październiku 1940 roku znajdowała się m.in. Maria Koziełowa, z d. Franiel, która tak o tym opowiadała, zeznając przed OKBZH w Katowicach:

„Pierwsze aresztowania członków naszej organizacji nastąpiły w październiku 1941 r. [...] Wówczas aresztowano około 50 osób /mężczyźni i kobiety, wszyscy prawie zostali osadzeni w „Polizei Ersatz Gefaengnis” w Mysłowicach/. Po upływie miesiąca nastąpiły drugie aresztowania.”

Maria Koziełowa (Franiel) została aresztowana w dniu 18 października 1941 roku.

Zajrzyjmy w tym momencie raz jeszcze do relacji Antoniego Szwajnocha:

„Mniej więcej w połowie października zostali aresztowani przywódcy, ja zostałem aresztowany 14 listopada 1941 r. Łącznie zostało nas w moim czasie dwa samochody ciężarowe nabite, a mówiono, że było nas 112. Ja zostałem osadzony w Chorzowie razem z około 70-ma członkami, resztę zabrano do Mysłowic, do Pol. Ersatz Gefängnis. Śledztwo było prowadzone w Chorzowie, w grupie około 10-ciu przetransportowany zostałem do Oświęcimia.”_

Tymczasem wróćmy do treści zeznania złożonego przed OKBZH w Katowicach przez Bronisława Jureczka:

„Aresztowania nastąpiły 14 listopada 1941 o północy. Z Brzozowic zabrano około 50 osób. W lutym 1942 r. po przesłuchaniach policyjnych w prezydium w Chorzowie wywieziono nas do obozu w Oświęcimiu. Do końca wojny przebywałem w obozie.”

O swoim aresztowaniu tak opowiadał Jerzy Markiewka, zeznając przed OKBZH w Katowicach:

„15 listopada 1941 r. zostałem aresztowany z grupą około 80 osób. Najpierw zebrano nas w gminie w Brzozowicach, następnie samochodem przewieziono nas do Piekar. Tu dołączono aresztowanych w tej okolicy i łącznie wywieziono nas 3 samochody do Bytomia do więzienia, z braku miejsca w więzieniu przewieziono nas do aresztu w Chorzowie. [...] W Chorzowie przeszliśmy śledztwo prowadzone przez Gestapo z biciem i masakrą. W marcu 1942 r. cała grupa przetransportowana została do KL Oświęcim.”

Tymczasem oddajmy raz jeszcze głos Alfredowi Skrabani:

„W dniu 18 listopada 1941 roku w Brzozowicach - Kamieniu, po miesiącu aresztowania, zostali straceni publicznie na szubienicy założyciele OZNP: Hubert Hatko, Teodor Toma, Józef Hadaś. Tego samego dnia, w Radzionkowie, stracono w podobny sposób Stefana Szymałę. [...]

W dniu 16 lutego 1942 roku, w godzinach przedpołudniowych w Radzionkowie, zginął na szubienicy Jan Kużaj, zaś w godzinach popołudniowych w Suchej Górze stracono na szubienicy: Franciszka Holeczka, Wojciecha Kafkę i Alfreda Wodczaka.”

Tak więc 18 listopada 1941 roku miała miejsce egzekucja, którą znamy już z opisu A. Birkoffa, którą tak w swej relacji opisała Klara Toma:

„W dniu 18 listopada 1941 r. byłam w Mysłowicach i chciałam mężowi coś podać. Strażnik powiedział mi, że męża nie ma w Mysłowicach i że dziś został wysłany – wywieziony do Brzozowic – Kamienia i w domu dowiedziałam się, że mąż Teodor ma być na boisku sportowym stracony przez powieszenie.

Na boisku było już zgromadzonych dużo ludzi – powstańcy śląscy, dzieci szkolne ze szkoły podstawowej i ludność Brzozowic – Kamienia. Funkcjonariusze nie dopuścili mnie do rozmowy z mężem, lecz kiedy córeczce kazałam wołać tato, zauważył nas w tłumie.

Przy egzekucji brała udział policja z Bytomia i gestapo. Samego momentu egzekucji nie widziałam, gdyż straciłam przytomność. Ludzie opowiadali, że Teodor stracił przytomność i takiego nieprzytomnego wieszał inny więzień, a był to drogerzysta z Radzionkowa, który następnie został powieszony w Radzionkowie w tym samym dniu. Razem z mężem powieszony został Hadaś i Hatko – harcerze i koledzy Teodora. Egzekucja miała miejsce o 11-tej, a ciała ich wisiały do godziny 14-tej. Następnie zwłoki włożono do skrzyń i zawieziono do Oświęcimia do spalenia. Od władz niemieckich nie otrzymałam żadnej wiadomości o śmierci męża, ani zaświadczenia z Oświęcimia o spaleniu zwłok męża. Na następny dzień po aresztowaniu męża Teodora nastąpiło aresztowanie około 85 członków tej organizacji.”

Wilhelm Zdebel, zeznając przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach w dniu 20 lutego 1968 roku, tak opisał egzekucję w Brzozowicach - Kamieniu:

„Skazanym odczytano wyrok po niemiecku i po polsku. Następnie nauczyciel z Brzozowic, którego nazwiska nie pamiętam, kopnął stołek pod Tomą, następnie pod Hadasiem i Hatką. Małe dzieci z przerażenia wymiotowały. Powieszeni długo się miotali. Potem złożono ich do szarych skrzynek i dopiero gdzieś po 3-ch godzinach załadowano trumny na samochód.”

Następnie Zdebel dodał jeszcze:

„Nadmieniam, że przed założeniem pętli powiedział: „Niech żyje Polska, Matko Piekarska zmiłuj się nad nami. Nas nie będzie, ale inni pozostaną”.”

Niestety, w protokole nie zaznaczono, który ze skazańców wypowiedział powyższe słowa, przy czym podejrzewam, że chodzić może o Hatkę. Maria Ostrowska, siostra Huberta Hatki, składała zeznania przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach w dniu 21 grudnia 1970 roku:

„W dniu 18 listopada 1941 r. boisko sportowe zajęte było w czwartej części przez publiczność, w pozostałej części - skazańcy - więźniowie, powstańcy śląscy i funkcjonariusze niemieccy: żandarmeria i Gestapo. Dzieci szkolne też były obecne.

Po przeczytaniu wyroku - a podawano, że został trzykrotnie skazany na karę śmierci. Egzekucji dokonywali inni więźniowie. Brat mój sam włożył głowę do pętli. Brat przed egzekucją powiedział: „Niech żyje Polska, dla wiary i Ojczyzny - matko do widzenia. Do widzenia Józiu. Niech żyje Polska!”.”

I jeszcze wróćmy do treści zeznania złożonego przez Józefa Jana Konowoła:

„Aresztowania nastąpiły w listopadzie 1941 roku około 1 miesiąca przed egzekucją Hadasia, Hatki i Tomy. Wówczas z naszej organizacji aresztowano około 30 ludzi. Zostali osadzeni w Mysłowicach. Ja zostałem aresztowany w lutym 1943 roku i bezpośrednio przewieziony do obozu w Oświęcimiu na blok 2a - ponieważ w Mysłowicach wybuchł tyfus (nr obozowy 104 357). Zarzucano mi przynależność do organizacji Hatki. Dnia 3 października 1944 roku zostałem zwolniony z obozu z obowiązkiem bezpośredniego zgłoszenia się do wojska. Otrzymałem urlop od 11 stycznia 1945 r. do 26 stycznia 1945 roku, a ponieważ Armia Radziecka wkraczała, ukryłem się i więcej do wojska niemieckiego nie zgłosiłem się.”

Wojciech Kempa

Zdjęcia: Leszek Bensz

Copyright © Free Joomla! 4 templates / Design by Galusso Themes