Wspomnienia Alojzego Klety z pracy w obozowym Urzędzie Stanu Cywilnego KL Auschwitz

Zagadnienie losów piekarzan, którzy byli więźniami hitlerowskich obozów koncentracyjnych jest bardzo interesujące, ale nie zawsze możemy je prześledzić z uwagi na brak zachowanych źródeł, relacji i wspomnień. Wielu więźniów nie przeżyło niemieckiego piekła, inni przetrwali i zdecydowali się o tym opowiedzieć po II wojnie światowej. Jedną z takich osób był Alojzy Kleta z Piekar Śląskich (nr obozowy 3366), którego relację (jedną z dwóch) publikujemy w całości po raz pierwszy w Internecie. Oryginał przechowywany jest w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Tekst z maszynopisu przepisała Maria Kańtoch, której należą się ogromne podziękowania. Łukasz Żywulski przygotował wstęp i opatrzył relację przypisami. 

Rys biograficzny

Alojzy Kleta urodził się 10 stycznia 1920 roku w Piekarach Śląskich jako syn Augustyna i Zofii z domu Kubis. Ukończył gimnazjum w Tarnowskich Górach. Przed wojną należał do drużyny harcerskiej w Radzionkowie. W lutym 1940 r. w czasie próby przedostania się na Węgry został aresztowany przez pomocniczą policję ukraińską w okolicy Komańczy. Z tamtejszego posterunku policji został przetransportowany do Sanoka, a następnie Tarnowa. Trafił do Oświęcimia 30 sierpnia 1940 r. drugim tarnowskim transportem pod zarzutem przekroczenia granicy. Otrzymał numer 3366. Początkowo został umieszczony w bloku 9 (wg nowej numeracji 24), a następnie 7 (wg nowej numeracji 22). Pracował przy porządkowaniu obozu, następnie w komandzie budowalnym (Bauhof) przy rozładowywaniu wagonów i transporcie cegieł furmankami. Później trafił do komanda rozbiórkowego (Abbruchkommando), a następnie rolniczego (Landwirtschaft). Zimą 1940/1941 r. nabawił się w obozie zapalenia płuc oraz zakażenia krwi i flegmony na prawej ręce.

Jesienią 1941 roku, za sprawą Romana Taula, kolegi z harcerstwa i dawnego drużynowego VI Drużyny ZHP im. Stanisława Żółkiewskiego w Radzionkowie, przeszedł do pracy w referacie zgonów obozowego Urzędu Stanu Cywilnego w Auschwitz-Birkenau. Do jego obowiązków należało uzupełnianie na maszynie lub ręcznie ksiąg zgonów na podstawie aktów zgonów więźniów i więźniarek zarejestrowanych w obozie. Zbawienna w tym przypadku okazała się znajomość języka niemieckiego wyniesiona ze szkoły[1]. Jak relacjonował sam Alojzy Kleta, było mu dane wpisać do księgi akt zgonu o. Maksymiliana Kolbego: 

"Nawet nie byłem świadomy, że to męczennik. Dwóch nas wpisywało i oznaczaliśmy strony swoimi inicjałami. Po latach na wystawie o ojcu Maksymilianie zobaczyłem kopię tamtego wpisu, wystukanego na maszynie z moją sygnaturą A.K"[2]

Latem 1942 r. Alojzy Kleta zachorował na tyfus i około trzech miesięcy przebywał w szpitalu. W czerwcu 1943 r. wraz z 300 innymi więźniami został przewieziony pociągiem do KL Eintrachthütte (Huta „Zgoda” w Świętochłowicach). Nie było tam jeszcze wówczas żadnych więźniów. Teren był ogrodzony drutem kolczastym, wyposażony w wieże wartownicze i trzy drewniane baraki w kształcie podkowy. Alojzy Kleta pełnił tam funkcję pisarza w izbie chorych. Według relacji złożonej w 1970 r. stwierdził, że warunki w podobozie w Świętochłowicach były nieco lepsze niż w Oświęcimiu.

Mimo że przygotowywał się do ucieczki wykopanym przez siebie tunelem, w sierpniu 1943 roku został zwolniony z obozu przez Niemców. W październiku 1944 roku wstąpił do polskiego wojska we Francji. Od 8 lutego 1945 roku w 16 Pomorskiej Brygadzie Piechoty walczył w kampanii włoskiej o Bolonię. Wrócił do kraju 30 maja 1947 roku. Po wojnie był pracownikiem Zakładów Górniczo-Hutniczych im. Ludwika Waryńskiego w Piekarach Śląskich. Należał do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Współtworzył piekarskie Koło nr 29 Polskiego Związku Filatelistycznego (od 1969 roku aż do śmierci). Działacz Stowarzyszenia Miłośników Piekar Śląskich, a od 1984 roku Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Piekarskiej. Zmarł 14 czerwca 2012 roku i został pochowany na cmentarzu przy ul. Kalwaryjskiej w Piekarach Śląskich. Uhonorowany brytyjskimi odznaczeniami: Gwiazdą Italii, Medalem Wojny 1939-1945 oraz wieloma polskimi, m.in. Krzyżem Zasługi w okresie PRL.[3]. W zbiorach Izby Regionalnej w Piekarach Śląskich zachował się jego obozowy pasiak.

Alojzy Kleta na zdjęciu obozowym w 1940 r. Koloryzację i retusz na podstawie oryginalnego
czarno-białego zdjęcia wykonał Leszek Bensz. Źródło: Archiwum Muzeum Auschwitz.

Relacja Alojzego Klety

W dniu 6.11.1975 r. Alojzy Kleta ur. 10.1.1920 r. w Piekarach Śląskich, zamieszkały obecnie w Piekary Śląskie (....)[4] były więzień hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz w Oświęcimiu, oznaczony numerem obozowym 3366, złożył następującą relację odnośnie pracy w obozowym Urzędzie Stanu Cywilnego - Standesamt i wydarzeń  związanych z pracą w tym komandzie.

Nawiązując do relacji złożonej dnia 16.06.1970 r., a przechowywanej w Archiwum Państwowego Muzeum Oświęcim-Brzezinka, zespół ,,Oświadczenia”, tom 69 pragnę uzupełnić informacje odnoszące się do mojej pracy w obozowym Urzędzie Stanu Cywilnego - Standesamt und Krematorium Verwaltung[5].

Przydział do pracy w Standesamt otrzymałem dzięki koledze Romanowi Taul[6]. Jesienią 1941 r. powiedział, że ma się powiększyć komando więźniów zatrudnione w oddziale politycznym i jest zapotrzebowanie na więźniów umiejących pisać na maszynie. Ja posiadałem taką umiejętność i wobec tego mogłem być przyjęty. Uprzedzając mnie o możliwym wezwaniu do oddziału politycznego zaoszczędził mi wielu chwil trwogi. Wezwanie do Politische Abteilung[7] nigdy nie wróżyło nic dobrego. Któregoś dnia rano faktycznie ogłoszono, że mam się zameldować w oddziale politycznym. Koledzy ze współczuciem spoglądali na mnie sądząc, że idę na rozwałkę. Pracowałem wówczas w komandzie Landwirtschaft[8], a konkretnie przy obsłudze sieczkarni.

Pomieszczenia oddziału politycznego znajdowały się wówczas w Stabsgebäude[9]. Wezwany zostałem jesienią 1941 r., był to może październik. Dokładnej daty nie pamiętam. Dzień był chłodny gdyż zmarzłem porządnie nim wezwano mnie do środka. Rozmowę prowadził ze mną SS-man Quakernack[10], który miał przed sobą moje akta personalne. Nie mogłem w żadnym wypadku łgać gdy zapytał mnie o przyczynę aresztowania. Mając dobry wzrok odczytałem ją w aktach trzymanych przez Quakernacka: ,,Legiongänger und P.O.P. angenhöringen’’[11]. Przed aresztowaniem należałem w Radzionkowie do Polskiej Organizacji Partyzanckiej. Jednym tchem wyrecytowałem powód aresztowania. Rozmowa była oczywiście prowadzona w języku niemieckim.  Język ten znałem ze szkoły, ale nie wszystkie słowa niemieckie. Słysząc moją odpowiedź odnośnie przyczyn aresztowania Quakernack stwierdził: ,,Acha, jesteś tym, który chciał nas wykończyć’’. Wypowiadając to zdanie użył określenia ,,umbringen’’, którego nie znałem. Ponieważ stwierdzenie to było także pytaniem, nie mogąc się dłużej zastanowić, prawie machinalnie odpowiedziałem: ,,Tak jest’’ (Jawohl!). Przebywając rok w obozie wiedziałem z własnego doświadczenia, że więzień zawsze musiał  przytakiwać  SS-manowi nawet jeśli ten mówił pod jego adresem obraźliwe słowa. W moim przypadku nie rozumiałem sensu słowa ,,umbringen’’, znałem tylko znaczenie słowa bringen - przynieść, ale nie chciałem się do tego przyznać sądząc, że wówczas nie uzyskam pracy pod dachem. Dla mnie było to istotne po zapaleniu płuc, które przeszedłem podczas pierwszej zimy spędzonej w obozie.

Pierwsze oświadczenie Alojzego Klaty z czasów pobytu w Auschwitz z 1970 r.
Źródło: Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.

Quakernack słysząc moje ,,Jawohl’’ poczerwieniał, podniósł się ze stołka i zaczął na mnie wrzeszczeć! W pomieszczeniu zrobił się szum, zainteresowali się powstałym incydentem inni SS-mani. Obecny przy tym zajściu kolega Roman Taul usiłował wyjaśnić nieporozumienie stwierdzając, że nie zrozumiałem pytania. Quakernack zwyzywał też Romana i ponowił pytanie formułując je identycznie jak za pierwszym razem. Pojąłem oczywiście, że musiałem palnąć jakieś głupstwo ale wbrew logice i tym razem wypowiedziałem sakramentalne ,,Jawohl’’. Było mi już wszystko jedno, nie chciałem się wycofywać. Roman Taul znów usiłował interweniować. Doskoczył do niego Quakernack i myślałem, że go tym razem uderzy. Po raz trzeci zapytał się mnie ,,Jak się sytuacja zmieni, czy wtedy będę ich chciał również wszystkich wykończyć’’. Wycofywać i tłumaczyć się było już za późno, sądziłem, że pogorszyłbym  tylko tak już napiętą sytuację. W myślach widziałem się już na wpół żywy w karnej kompanii. Raz kozie śmierć pomyślałem i wypowiedziałem znowu ,,Jawohl’’.

Quakernack trzasnął pięścią w stół, zabrał moje akta personalne i razem z innymi SS-manami opuścił pomieszczenie pozostawiając nas samych. Korzystając z tego tak Roman Taul jak i inni koledzy zarzucili mnie gradem słów  mówiąc, co ja najlepszego narobiłem. Zapanowała nerwowa atmosfera, każdy miał grobową minę. SS-mani długo nie wracali. Zbliżała się pora obiadowa, więc udaliśmy się do obozu w celu spożycia posiłku. Nikomu nie smakował obiad, ja też prawie nic nie mogłem przełknąć. Kiedy nadeszła pora powrotu Myłyk[12] odpowiedzialny za grupę więźniów zatrudnionych w oddziale politycznym kazał mi także iść. Wszyscy byli tym poruszeni dlaczego nie powiedział tego przed obiadem - byłby im lepiej smakował. Jeśli Quakernack wydał takie zalecenie więc widocznie miałem otrzymać przydział do komanda pracującego w oddziale politycznym. Myłyk bronił się, że takie otrzymał polecenie. Od tego dnia stałem się ,,znany’’. Począwszy od szefa Politische Abteilung - Grabnera[13] a skończywszy na nowokierowanych SS- manach tam zatrudnionych każdy wiedział, że mają u siebie häftlinga[14] który ,,chciał i chce ich wykończyć’’.

Tak więc jesienią 1941 r. otrzymałem przydział do referatu nazywanego ,,Standesamt und Krematorium Verwaltung’’. Taka nazwa widniała na drzwiach pomieszczenia w którym pracowaliśmy. Szefem był Walter Quakernack. Pamiętam, że początkowo Standesamt obozowy podlegał niemieckiemu urzędowi Stanu Cywilnego w mieście Oświęcim lecz istniały jakieś zatargi wynikające z tego, że SS-mani nie chcieli ujawniać pewnych faktów jak np. egzekucji.  Zgony miały być rejestrowane w Urzędzie Stanu Cywilnego w mieście, gdyż nikt z SS w obozie nie posiadał jakiś uprawnień potrzebnych do wykonania tych czynności. Wobec tego w tym okresie wszystkie pisma wychodzące z obozowego Standesamt podpisywał Grabner, szef oddziału politycznego. Po jakimś czasie SS Quakernack zdał jakiś egzamin w Bielsku lub Katowicach i chełpił się tym, że od tej pory on będzie podpisywał ,,w zastępstwie’’ - Standesbeamte im Vertretung” i że się częściowo uniezależnia od Grabnera. Miał jednym słowem upoważnienie do prowadzenia ksiąg Standesamtu. Stało się to jeszcze jesienią 1941 r. ale nie pamiętam dokładnej daty[15].

Pierwszą czynnością, którą wykonałem po otrzymaniu przydziału do Standesamt było pisanie kartotek zmarłych. Był to kartoteki formatu A-6 koloru białego. Poszczególne rubryki wypełniałem ręcznie przy użyciu atramentu. Były to kartoteki identyczne z okazanym mi wzorem mającym paginację 154[16]

Na wspomnianej kartotece znajdowały się następujące rubryki: Name; Vorname; Geboren; Geburtsort; Letzter Wohnort; Sterbetag; Urnen - Nr.; Häftligs Nr.; Bemerkungen[17]. W tej ostatniej rubryce ,,uwagi’’ - Bemerkungen oficjalnie nie robiono żadnej adnotacji, natomiast uważałem za potrzebne stawianie pewnych, mało rzucających się znaczków. Robiłem te znaczki jeśli wiedziałem, że więzień zginął nienaturalną śmiercią, np. został zastrzelony. Gdyby zachowały się te kartoteki z tego okresu mógłbym je rozpoznać.

Alojzy Kleta na zdjęciu wykonanym po przybyciu do obozu. Źródło: Archiwum Muzeum Auschwitz.

Omawiane kartoteki przechowywano w stołach kartotecznych w układzie alfabetycznym. Nadmieniam, że w okresie późniejszym gdy w obozie znajdowały się więźniarki - nie rozdzielano tych kartotek, czyli istniała jakby jedna kartoteka, dotycząca zarówno mężczyzn jak również kobiet.

Niezależnie od opisanej kartoteki prowadzono jeszcze tzw. kartotekę krematorium, czyli spalonych w krematorium. Była to kartoteka o większym formacie, może formatu A-5, koloru brązowego. Prowadził ją nasz kolega Kleofas Krupka[18], pochodzący z Chorzowa. Krupka został zwolniony z obozu lecz zmarł zaraz po wyjściu z obozu. Nie pamiętam daty jego zwolnienia.

Gdy zaczęła wzrastać ilość zgonów, polecono mi pisać na maszynie wkładki z których powstawała księga zgonów - Sterbebuch. Wspomniane wkładki formatu A-3 po zgięciu tworzyły dwie karty formatu A-4, zszywane następnie w jakby zeszyt (zszywki), które przekazywane do obozowej drukarni były następnie oprawiane w tomy. Pamiętam dobrze, że sporządzając taki wpis aktu zgonu, tzn. oryginał maszynopisu i jedna kopia maszynowa, ze względu na dwustronny nadruk wspomnianych formularzy trzeba było bardzo uważać gdy zakładało się dwa takie formularze do maszyny. Oryginał oprawionej księgi zmarłych (Sterbebuch) przesyłano do Standesamtu w Bielsku, kopia każdego tomu - kopia maszynowa - pozostawała w specjalnej szafie metalowej w biurze obozowego szefa Standesamtu.

Wyjaśniając jeszcze rubryki formularzy, z których powstawały księgi zmarłych (Sterbebücher) podaję, że znajdowały się tam rubryki w których wpisywano kolejny numer, który był także kolejnym numerem zgonu w danym roku, rubryki dotyczące danych personalnych zmarłego, dane dotyczące daty i miejsca zgonu, rubryki dotyczące rodziny, podpis urzędnika Stanu Cywilnego, przyczyna zgonu. Okazane mi do wglądu fotokopie tomu 16-tego księgi zmarłych - Sterbebuch, Band 16 z roku 1942, w której znajdują się wpisy z sierpnia 1942 r.[19] jest właśnie jedną z takich Sterbebücher, które powstawały w obozowym Standesamt. Na wymienionych fotokopiach widać, że oryginał stanowiły kopie maszynowe, a więc był to drugi egzemplarz Sterbebücher, który pozostawał w KL Auschwitz.

Omawiając sposób powstawania księgi zmarłych pragnę podkreślić, że w okresie kiedy przyjęto mnie do pracy w obozowym Standesamt dopiero zaczęto tworzyć tego rodzaju Sterbebücher. Uprzednio prowadzono w 1941 r. nie Sterbücher lecz rejestr zmarłych. Jakkolwiek wspomniany rejestr też miał kształt oprawnej, czarnej księgi, lecz w księdze tej wpisywano dane nie na oddzielnej karcie dla jednego zmarłego, lecz w postaci spisu - wykazu. Na karcie znajdowało się szereg rubryk oddzielonych od siebie pionowymi liniami, które wypełniano w układzie poziomym. Tak więc na jednej stronie znajdowała się większa ilość nazwisk zmarłych. Takie rejestry istniały oddzielnie dla zmarłych w roku 1940 oraz oddzielny rejestr obejmujący częściowo także pewną ilość miesięcy roku 1941. Niestety nie pamiętam jakie były ostatnie liczby w tych rejestrach, które były równoznaczne z ilością zgonów zarejestrowanych w wykazach. Wspomniane rejestry były także podstawą do wystawiania aktów zgonu - Sterbeurkunde - wysyłanych rodzinom. Przeglądając wspomniane rejestry za rok 1940 dowiedziałem się, że zwłoki pierwszych zmarłych w KL Auschwitz więźniów palono w krematorium miasta Gliwic. Wynikało to z wpisów jednej z rubryk która widniała w opisywanym rejestrze.

Jeśli chodzi o wydawanie zezwoleń na przyjazdy do KL Auschwitz dla rodzin w celu oględzin zwłok zmarłego słyszałem, że takie zezwolenie otrzymywały czasami rodziny reichsdeutschów, ale nie potrafię nic konkretnego na ten temat powiedzieć.

Blok 24a, w którym obecnie mieści się muzealne archiwum z relacjami, dokumentami i fotografiami więźniów. Fot. Łukasz Żywulski, 2024.

Na zadane mi pytanie, dlaczego w 1940 r. oraz przez pewien okres czasu w 1941 r. rodziny zmarłych więźniów otrzymywały z KL Auschwitz tylko zaświadczenie o zgonie (Todesbescheinigungen) podpisywane przez SS - Lagerarzta[20], a pisane na maszynie wyjaśniam, że być może postępowano tak dlatego, że prowadzono wówczas wspomniane rejestry zmarłych i nie było zorganizowanego obozowego Urzędu Stanu Cywilnego - Standesamt. Później gdy założono już księgi zmarłych - Sterbebücher, na ich podstawie wysyłano wspomniane już Sterbeurkunde. Prowadzenie w 1941 r. początkowo rejestru zmarłych z oddzielną numeracją, a następnie Sterbebücher gdzie wprowadzono nową numerację od 1 było przyczyną, że numery wysyłanych z obozu aktów zgonu musiały się powtarzać. W rejestrze zmarłych pod pozycją numer 1 znajdowało się nazwisko innego więźnia oraz w Sterbebücher pod pozycją nr 1 figurowało inne nazwisko więźnia. Ale zarówno rejestr zmarłych jak również Sterbebuch był podstawą wysłania aktu zgonu (Sterbeurkunde). Tych komplikacji nie było już w roku następnym (1942 r.) gdyż prowadzono w obozowym Standesamt wyłącznie księgi zgonów - Sterbebücher, w których rejestrowano ginących w obozie w tymże roku. Numeracja w tych księgach była ciągła bez względu na płeć zmarłego więźnia.

Jeśli chodzi o akta zgonu (Sterbeurkunde) wysyłane do rodzin mogę podać, że pisano je na formularzach formatu A-4 wypełnianych pismem maszynowym. Na zadane mi pytanie, dlaczego na niektórych zachowanych Sterbeurkunde brak jest numeru oraz dlaczego niektóre z nich pisane są odręcznie oraz na różnych formularzach (G1, G2) - nie potrafię wyjaśnić. Jeśli chodzi o brak numerów zgonu to być może była to omyłka osoby piszącej, która nie wpisała numer zgonu. Nadmieniam, że pisząc na maszynie każdy z nas w prawym dolnym rogu musiał dawać swoją parafę, były to pisane na maszynie pierwsze litery nazwiska i imienia. Dotyczyło to oczywiście zarówno arkuszy, z których powstawały Sterbebücher jak również na Sterbeurkunde.

W obozowym Standesamt rejestrowano przede wszystkim zgony więźniów. Od 1942 r. gdy w obozie przebywały kobiety wpisywano także noworodki. Były to dzieci urodzone przez przebywające w obozie więźniarki. Niestety zaraz po wciągnięciu tych dzieci do rejestru nadchodziły zawiadomienia o zgonie.

Nie znam przypadku, aby w obozowym Standesamt rejestrowano śluby SS-manów.

Charakterystykę poszczególnych SS-manów, których poznałem w czasie pracy w Standesamt, pragnę rozpocząć od osoby naszego szefa SS-mana Quakernacka. Był to typowy Niemiec, bezwzględny wykonawca wydawanych mu rozkazów. Pamiętam, że oprócz czynności wykonywanych w Standesamt Quakernack należał do SD i dlatego brał udział w różnych akcjach które odbywały się poza terenem KL Auschwitz. Chodziło o akcje pacyfikacyjne na obszarze G[eneralnego] G[ubernatorstwa]. Czasami zjawiał się w biurze niewypoczęty wcześnie rano. Bywał w takich momentach podpity i zły. Buty miał zanieczyszczone krwią. Byłem w komandzie najmłodszy wiekiem i stażem, więc do mnie należał obowiązek rozpalania w piecach oraz czyszczenie Quakernackowi butów. W czasie pracy musiałem mu przygotowywać formularze, przekładać kalką, zakładać wałek do maszyny na której pisał. Podkreślam, że w opisywanych akcjach nie chodziło o udział w selekcjach na rampie, w których też uczestniczył. Akcje o których wspominam, a wykonywane na terenie G.G. nie należy utożsamiać z tym, co działo się na obozowej rampie. Wynikało to z podsłuchanych rozmów - prowadzonych przez Quakernacka z innymi SS-manami. W czasie takich rozmów słyszałem jak wymieniał różne miejscowości na terenie G.G. 

Jakkolwiek SS-man Stark[21] odpowiedzialny był za referat przyjęć (Aufnahme) w Oddziale Politycznym i z tego powodu nie miałem z nim bezpośrednich kontaktów, to jednak bardzo dobrze poznałem jego charakter. Stało się to jeszcze w okresie, gdy Stark pełnił funkcję blockführera[22]. Jako blockfürer wyróżniał się w szykanowaniu więźniów, a robił to z byle okazji, najczęściej bez żadnej okazji. Sprzyjający moment wykorzystałem aby ujść spod ,,opieki’’ Starka. Pewnego dnia (w kwietniu?) po południu lagerführer przeprowadził selekcję wśród więźniów zebranych w obozie. Jak się zorientowałem wybierał lepiej wyglądających więźniów, słabych i chorych kierując na drugą stronę. Znalazłem się w grupie lepiej wyglądających, mimo że byłem po zapaleniu płuc, która miała być skierowana do innej pracy, chodziło bodaj o komando Buna-Werke[23]. Przy wspomnianej selekcji obecny był także Stark, który po jej skończeniu oświadczył, że nie pójdę do żadnej pracy i mam pozostać w obozie. Nie mogłem usłuchać jego ustnego polecenia, gdyż poprzedniego dnia w czasie opisanej selekcji spisano nasze numery, a rapportführer Palitzsch[24] wyraźnie rozkazał, aby po apelu rannym zebrać w oznaczonym miejscu. Nie zważając na rozkaz Starka wykonałem to, co rozkazał Palitzsch. Nie skierowano mnie jednak do pracy w komandzie Buna-Werke lecz do komanda ,,Neubau’’, które kopało doły pod fundamenty nowych bloków. W południe tegoż dnia miałem rozmowę z blockführerem. Stark był wściekły, że nie wykonałem jego rozkazu. Nic nie znaczyły moje tłumaczenia, że napisano mój numer i on powinien postarać się o jego skreślenie. Na zakończenie rozmowy ,,pocieszył’’ mnie mówiąc, że już on mnie przy tym kopaniu wykończy.

Praca przy wykopach była tak ciężka, że po paru dniach wykończyłbym się nawet bez pomocy Starka. Całe szczęście, że w tym czasie Stark otrzymał urlop związany ze zdaniem egzaminu, więc pozbyłem się ,,opiekuna’’, natomiast mój brat Fryderyk Klyta (oznaczony numerem 637 - zbiegł z obozu w 1942 r.)[25]. Pomagał mi jak mógł. Pod pozorem biegunki zwolniłem się od czasu do czasu z pracy i pędziłem do ubikacji gdzie brat dawał mi coś ciepłego do zjedzenia (padał deszcz ze śniegiem). Upłynęło parę dni, a mnie w końcu udało się otrzymać przydział do komanda Bauhof[26], a konkretnie do rolwagi, którą na bauhofie dowożono materiały budowlane.

Fryderyk Klytta (Klyta), brat Alojzego, który uciekł z obozu w 1942 r. Żródło: Archiwum Muzeum Auschwitz.

Po urlopie Stark nie powrócił na poprzednie stanowisko blockführera lecz awansował na szefa referatu ,,Aufnahme’’ w oddziale politycznym. Ponowne spotkanie z nim nastąpiło w okresie gdy pracowałem w obozowym Standesamt. Pewnego dnia Stark zjawił się w izbie Quakernacka pragnąc wypożyczyć maszynę do pisania. Ja również znajdowałem się w pomieszczeniu zajmowanym przez Quakernacka, więc bez trudu mnie rozpoznał. Nie zapomniał chyba o dawnym urazie bo nagle zaproponował, abym przeniósł się do referatu ,,Aufnahme”. Nie miałem na to absolutnie żadnej chęci i znalazłem się w trudnej sytuacji. Nie spełniając życzenia Starka narażałem mu się po raz drugi, narażałem się również Quakernackowi -  jeśli musiałbym nadal pracować w jego referacie. Quakernack co prawda powiedział, że jeśli będę chciał ,,to mnie przerzuci’’ - ale wolałem nie ponosić żadnego ryzyka. Oświadczyłem wreszcie Starkowi po dłuższym zastanowieniu, że więzień nie ma nic do wybierania i będzie tak, jaki rozkaz otrzymam.

Z Qukernackiem mam jeszcze jedno wspomnienie. Pewnego dnia w czasie pracy nasz kolega Roman Taul na kawałku papieru rysował orła zrywającego okowy. Rysunek ten miał stanowić wzór do wyrycia podobnego symbolu na sygneciku, który koledzy mieli nielegalnie wykonać dla Taula. Jakkolwiek staraliśmy się zachować ostrożność, to jednak nie ustrzegliśmy się Quakernacka, który dostrzegł rysunek. Doskoczył do nas, wyrwał Romkowi rysunek, podarł go wrzeszcząc: ,,Co, wolności się wam zachciewa, wybij sobie wolność z głowy…’’. Padło pod naszym adresem cały szereg przekleństw. Całe szczęście, że skończyło się tylko na przekleństwach, bo za taki czyn Taul mógł przepłacić nawet życiem.

Ja również o mało kiedyś nie wpadłem. Wspominałem uprzednio, że prowadząc kartotekę zmarłych w Standesamt, robiliśmy na niej nam tylko znane tajne znaki w postaci kropek. Chodziło o oznaczenie kartotek tych więźniów, którzy zginęli przez rozstrzelanie lub inną nienaturalną śmiercią. W 1942 r. skierowano do Standesamt więźniarki Żydówki, a wśród nas zapanowało przekonanie, że być może SS-mani zechcą i nas, mężczyzn, pozbyć się jako świadków. Dlatego staraliśmy się wtajemniczyć więźniarki w różne sekrety. Korzystając ze sposobnej chwili przekazywałem jednej z takich więźniarek znaczenie tych właśnie naszych, konspiracyjnych symboli. Rozmowę prowadziłem po polsku z więźniarką Żydówką pochodzącą ze Słowacji. Była to Helena Brody - obecnie Grosmann, która obóz przeżyła i podobno mieszka w Kanadzie. Zajęci rozmową nie zauważyliśmy jak po cichu otwarły się drzwi i wszedł do pomieszczenia Quakernack, który dłuższy czas obserwował i przysłuchiwał się rozmowie prowadzonej z Heleną Brody. Jego obecność spostrzegliśmy dopiero wówczas kiedy wyszedł z pomieszczenia. Oboje zamarliśmy z przerażenia, a nasz kolega Krupka ,,pocieszył’’ nas mówiąc, że Quakernack dosyć długo słuchał naszej rozmowy. Nic się jednak na całe szczęście nie stało. Być może Quakernack nic nie zrozumiał.

Quakernackowi zawdzięczam być może życie. Po ucieczce z obozu mojego brata Fryderyka Klyty (nr 637), co nastąpiło jesienią 1942 r., byłem przesłuchiwany przez funkcjonariuszy Oddziału Politycznego. Zarzuty przeciwko mnie były poważne. Starano się mi udowodnić, że to właśnie ja dostarczałem swojemu bratu informacji z działalności Politische Abteilung, które jakimś sposobem przedostały się za granicę i były w posiadaniu Anglików. W tej sprawie przesłuchiwał mnie SS-man Lachmann[27]. Prawdę mówiąc nie miałem wiele nadziei i w ostateczności postanowiłem popełnić samobójstwo zażywając cyjanek, który miałem zaszyty w pasiaku, a dostarczony przez kolegów zatrudnionych w obozowym szpitalu. Jak się jednak okazało - takie informacje otrzymałem od kolegów - w czasie rozpatrywania mojej sprawy przez SS-manów jedynie mój były szef Quakernack bronił mnie przed tymi zarzutami. Skończyło się tylko na tym, że otrzymałem zakaz opuszczania terenu obozu i od tej pory miałem nosić na pasiaku dodatkowe oznaczenie w postaci literowego skrótu ,,IL’’ (Im Lager) czego nie nosiłem, gdyż tym znakiem wszystkim bym się naraził oraz zwolniono mnie z pracy w Standesamt. Otrzymałem natomiast dzięki kolegom przydział do Schreibstuby w HKB[28], gdzie pisałem na maszynie meldunki o zgonach. W tym czasie za wspomnianą pracę w schreibstubie odpowiedzialny był więzień Polak nazwiskiem Szary[29]. Pracowałem tam przez okres około 2-3 tygodni, po upływie których przydzielono mnie do tzw. ,,aufnahme’’ obozowego szpitala, która znajdowała się w bloku nr 28. Od tej pory pracowałem z dr Diemem[30]  i Dehringiem[31].

Oprócz Quakernacka w Standesamt pracę więźniów nadzorował SS-man Kristan Bernard[32]. Był to typowy HJ-Führer: ślepo wykonujący rozkazy dupny zarozumialec. Jeśli dobrze pamiętam to on właśnie pełnił zastępstwo Quakernacka.  Kristan znienawidził mnie od momentu, gdy Quakernack spostrzegł jak szybko zacząłem posługiwać się maszyną do pisania. Pewnego dnia powiedział nawet do Kristana, że niedługo nie będzie go już potrzebował i pójdzie na front. Od tego momentu znienawidził mnie do tego stopnia, że byłem przez niego szykanowany przy lada okazji. Jeśli chodzi o pracę Kristana to wyjaśniam, że początkowo faktycznie pisał na maszynie - ja na drugiej, która stała naprzeciwko niego. Gdy skierowano do pomocy więźniarki Żydówki - Kristan już nie pisał. 

Oprócz wymienionych SS-manów, w obozowym Standesamt zatrudniony był także SS-man Johann Frank[33]. Imienia nie jestem całkiem pewny. Pochodził z Czech, dla więźniów raczej nieszkodliwy. Nie pamiętam, aby za mojej pracy zatrudniano w Standesamt jeszcze innych SS-manów.

Jesienią 1942 r. skierowano jeszcze jednego SS-mana o jasnych włosach w okularach, ale nazwiska jego nie pamiętam.

W okresie mojej prawie rocznej pracy w obozowym Standesamt zatrudniano tam następujących więźniów:

  • Krupka Kleofas
  • Michalik Erwin
  • Taul Roman
  • Kopa Hugon
  • Kleta Alojzy

 W 1942 r. przydzielono także 5 lub 6 więźniarek, a mianowicie była to:

  • Weiss Klara
  • Kagan - imienia nie pamiętam
  • Brody Helena
  • Debohra  (?) z Holandii - Amsterdam (żyła po wojnie)

W 1942 r. obozowy Standesamt na zarządzenie Oddziału politycznego przeprowadził uzupełnienie akt. Musieliśmy pisać do Urzędów Parafialnych lub urzędów Stanu Cywilnego o nadesłanie wyciągów z akt urodzin. Wieść o tym rozeszła się szybko wśród więźniów. Jeśli był ktoś przebywający pod przybranym nazwiskiem wówczas zwracał się do nas o pomoc. W takich przypadkach robiliśmy po prostu tak, aby z obozu nie wychodziło zapytanie odnośnie danej osoby. Pamiętam, że przy tej właśnie okazji dowiedzieliśmy się jak brzmiało nazwisko jednego z naszych kolegów zatrudnionego w Oddziale Politycznym. Chodziło o więźnia Gembskiego, którego prawdziwe nazwisko brzmiało Gębczyk.

Najwięcej zapytań przesłaliśmy do Urzędów Parafialnych na terenie G.G. gdzie nie było Urzędów Stanu Cywilnego. Pamiętam, że niektórzy księża odpisywali, że nie mogą sprawdzić posłanych nazwisk ,,bo akta uległy zniszczeniu w czasie działań wojennych’’. Inni odpowiadali, że podane nazwiska nie figurują w aktach Urzędu Parafialnego. Negatywna odpowiedź stwarzała oczywiście zagrożenie dla danego więźnia, więc w miarę możliwości przynajmniej część tych negatywnych odpowiedzi niszczyliśmy. Było to możliwe dlatego, że wpływające odpowiedzi przekazywano więźniom, którzy mieli je następnie włączyć do teczek z aktami personalnymi więźnia. Zniszczenie jednej kartoteki jakkolwiek niebezpieczne było możliwe, ponieważ SS-mani nie mogli wszystkiego upilnować, a przez Standesamt przechodziły ogromne ilości różnych spraw i dokumentów.

Jeśli więzień zginął w obozie, wówczas obozowa izba chorych kompletowała akta zgonu takiej osoby i trafiały one na stół więźnia dokonującego wpisu w księdze zmarłych (Sterbebuch). Trzeba było przy tym bardzo uważać aby pisać tak, jak było w otrzymanych dokumentach - nawet jeśli znajdowały się tam oczywiste błędy. Jeśli ja np. wypełniałem na maszynie formularz (wkładka do Sterbebuch), to uwierzytelniający podpis składał szef obozowego Standesamtu czyli Quakernack. W wyniku zgonu więźnia obozowy Urząd Stanu Cywilnego przesyłał zawiadomienie do właściwego dla danej osoby Urzędu Stanu Cywilnego oraz do władz policyjnych (Polizeibehörden). Rodzin nie powiadamiano. Po skończeniu tych czynności pisarz oddawał cały plik akt do registratury oddziału politycznego, gdzie włączano je do teczki z aktami personalnymi danego więźnia. W Standesamt pozostawały tylko księgi zmarłych (Sterbebücher), księga spalonych oraz dwie kartoteki: kartoteka zmarłych i kartoteka spalonych.

Jeśli chodzi o wysyłkę urn z prochami to wiem, że faktycznie posyłano je na wyraźne życzenie rodzin, ale dotyczyło to tylko rodzin niemieckich i czeskich. Rodziny Polaków nie mogły otrzymywać urn. Rodziny zmarłych pragnąc otrzymać urnę musiały nadesłać do obozu zaświadczenie o wykupieniu miejsca na cmentarzu - gdzie miała być przechowywana urna. Po nadejściu takiego zaświadczenia brano pierwszą lepszą urnę, umieszczano w drewnianej skrzynce i wysyłano na adres rodziny. Wspomniane urny w KL Auschwitz przechowywano w jednym z pomieszczeń obozowego krematorium nr I.

Od czasu do czasu w obozowym Standesamt wybuchała awantura. Tak było w przypadku zbyt oczywistego zafałszowania przyczyny zgonu. Sprawa dotyczyła bodaj więźnia narodowości niemieckiej, którego rodzina dowiedziała się, że tenże więzień ,,zmarł’’ w obozie, a jako przyczynę zgonu podano ,,Phlegmone am linken Bein’’[34] - tymczasem był to kaleka, który już dawno nie miał lewej nogi. Zrobiła się z tego wielka awantura zarówno w obozowej izbie chorych - gdzie wystawiano meldunki o śmierci (przypuszczam, że na ten temat więcej może powiedzieć dr Tadeusz Paczuła[35]), oberwało się także więźniom zatrudnionym w Standesamt. Na awanturę nie zasłużyliśmy, gdyż jako schreiberzy posługiwaliśmy się podkładkami nadsyłanymi do obozowego Urzędu Stanu Cywilnego. Daty zajścia nie pamiętam, ale mogło się to zdarzyć w okresie mojej pracy w Standesamt, tzn. w 1941 lub 1942 r.

Pragnę nadmienić, że akta obozowego Standesamt nie zawierały nazwisk wszystkich osób, które zginęły na jego terenie. Mam na myśli osoby nie będące więźniami KL Auschwitz, które gestapo dostarczało w celu likwidacji. Pamiętam, że nieraz w pomieszczeniach krematorium pozostawały zdjęcia małych dzieci, palono także zwłoki całych rodzin, które przywieziono i tracono w obozie. Osoby te nie rejestrowano w księgach zmarłych (Sterbebücher), a jedynie w książce spalonych w obozowym krematorium. Pamiętam, że w podobny sposób postępowano ze zmarłymi jeńcami radzieckimi. Ich nazwisk też nie ujmowano w ,,Sterbebücher” lecz zapisywano, po dostarczeniu zwłok, w księdze palonych w krematorium. Oczywiście nie ujmowano w żadnej ewidencji nazwisk tych osób, które z rampy kierowano do komór gazowych.

Z przełomu 1941/42 r. zapamiętałem jeszcze jedno wydarzenie. Pewnego dnia szef Standesamt - Walter Quakernack - osobiście zasiadł do maszyny i polecił, abym mu założył do maszyny papier. Pisał przez kalkę a więc z kopią. Wiedziałem z doświadczenia, że jeśli do pisania na maszynie zabiera się osobiście sam szef, to chodzi o coś bardzo ważnego. Jak się zdołałem zorientować, wspomniana lista zawierało około pięćset nazwisk. Prócz danych personalnych więźniów jedna z rubryk zawierała przyczynę zgonu - ,,Todesursache’’. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby na liście znajdowały się nazwiska zmarłych więźniów. Były na niej nazwiska aktualnie żyjących, którzy z niewiadomych mi przyczyn mieli być zgładzeni i niejako z wyprzedzeniem sporządzono wykaz, wpisując fikcyjne przyczyny zgonu. Lista została sporządzona w związku z jakąś akcją nieznanego mi lekarza niemieckiego, o którym niestety nie mogę przekazać żadnych szczegółów - bo ich nie znałem. Wiem tylko, że lekarz ten badał tych więźniów. Na wspomnianej liście znajdowało się również nazwisko więźnia Rajmunda Zejera[36], który pochodził z Radzionkowa (a obecnie mieszka w Piekarach Śląskich). Był to mój przedwojenny znajomy. Lista była przechowywana w szafie pancernej, lecz jednego razu udało nam się (wykorzystując to, że była otwarta i nie było SS-manów w pomieszczeniu) przeglądnąć listę. Lista była przechowywana w tej samej pancernej kasie, gdzie trzymano także księgi zmarłych - Sterbebücher. Klucz do szafy miał szef Quakernack lub dyżurny SS-man. Po śmierci więźnia nasz kolega Erwin Michalik[37] otrzymał polecenie wyjęcia listy oraz skreślenia z niej nazwiska zmarłego. Jakkolwiek na liście figurowało nazwisko kolegi Rajmunda Zejera, to jednak nic mu o tym nie mówiliśmy. Świadomość tego na pewno nie wpłynęłaby pozytywnie na jego samopoczucie. Niedługo potem pozostałych przy życiu przeniesiono do Birkenau. Sądziliśmy, że tam zostaną zagazowani. Nie wiem co stało się ze wspomnianą listą, w każdym razie Zejer przeżył i dopiero po wojnie opowiedziałem mu o całej historii. Zejer przypomniał sobie, że faktycznie w 1941 r. był badany przez jakiegoś lekarza SS, ale nie przywiązywał do tego żadnego znaczenia.

Pracując w pomieszczeniach razem z SS-manami, czasami zupełnie przypadkowo bywałem świadkiem rozmów, które między sobą prowadzili. Jednego razu taką rozmowę prowadził szef Quakernack z podległym mu SS-manem Kristan. Quakernack zwrócił się z pytaniem do Kristana: ,,Co byś Bernard zrobił, gdyby ksiądz w kościele oficjalnie ciebie wyklął w obecności wiernych i zabronił chodzić do kościoła?’’. ,,Kazałbym go rozstrzelać albo zamknąć w obozie’’. Odrzekł Kristan. ,,No tak - dodał Quakernack - własnego brata byś zamknął lub rozstrzelał?’’

Na tym relację zakończono. Relację sporządził pracownik Państwowego Muzeum w Oświęcimiu mgr Tadeusz Iwaszko - wykorzystując zapis na taśmie magnetofonowej.

Relację spisał:                                                    Relację złożył:                                                         

    / mgr Tadeusz Iwaszko /                                           / Alojzy Kleta /

 

 

        Relację sporządzono w 3 egz.

        2 egz. dla Muzeum

        1 egz. dla składającego relację

        1 egz. dla spisującego ( skreślono)

 

 

            Oświęcim, dnia 15.XI.75 r.

            TI/ JB


Alojzy Kleta w 2006 r. Fot. udostępnił Zygmunt Schaefer.

 

Artykuł powstał na bazie dwóch Oświadczeń Alojzego Klety przechowywanych w Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu z 1970 i 1975 r. (zespół ,,Oświadczenia”)

 


[1] Sterbeurkunde. www.auschwitz.org/muzeum/o-dostepnych-danych/rejestry-zgonow/sterbeurkunde [dostęp: 9.06.2023].

[2] B. Gruszka-Zych, Śmierć była wszędzie: 62. rocznica wyzwolenia Auschwitz-Birkenau, „Gość Niedzielny. Gość Katowicki” 2007, nr 4, s. XII-XIII.

[3] Centralne Archiwum Wojskowe, Kolekcja akt żołnierzy powracających z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie 1945-1948, Kleta Alojzy, sygn. II.53.25300, k. 43; Księga weteranów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Biogramy uczestników walk PSZ na Zachodzie mieszkających w województwie katowickim, Katowice 1997, s. 105; I. Pająk, Mieszkańcy Śląska, Podbeskidzia, Zagłębia Dąbrowskiego w KL Auschwitz. Księga pamięci, t. 2, Katowice 1998, s. 45.

[4] Dane zamieszkania ukryte.

[5] Administracja urzędu stanu cywilnego i krematorium.

[6] Roman Taul - ur. 28 lutego 1917 r. w Bytomiu, przybył do obozu 24 czerwca 1940 r., nr obozowy 1108. Zbiegł z obozu 30 września 1940 r.

[7] Politische Abteilung (Wydział Polityczny) - komórka organizacyjna w obozie nazywana zwyczajowo obozowym gestapo. Funkcjonariusze tego wydziału byli pracownikami Gestapo (Geheime Staatspolizei) lub Kripo (Kriminalpolizei) oddelegowanymi na te stanowiska z placówki w Katowicach. Szef wydziału politycznego był służbowo podporządkowany komendantowi obozu oraz Głównemu Urzędowi Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA).

[8] Landwirtschaft - rolnictwo.

[9] Stabsgebäude - budynki personelu.

[10] Walter Quakernack - SS-Oberscharführer, zbrodniarz hitlerowski, członek załogi obozów koncentracyjnych Auschwitz-Birkenau, Neuengamme i Bergen-Belsen. Skazany na karę śmierci za zbrodnie popełnione podczas marszu śmierci z Eintrachthütte do Bergen-Belsen. Wyrok wykonano 11 października 1946 r. w więzieniu w Hameln.

[11] Legionista i członek Polskiej Organizacji Partyzanckiej, w skrócie P.O.P.

[12] Feliks Myłyk - ur. 3 lutego 1913 r. w Charzewicach, urzędnik, przybył do obozu pierwszym transportem i otrzymał nr 92. Zwolniony z obozu 16 października 1944 r.

[13] Maximilian Grabner (1905-1948) – SS-Untersturmführer, zbrodniarz hitlerowski. W latach 1940-1943 był szefem obozowego gestapo w Auschwitz-Birkenau. Był głównym zarządcą i wykonawcą egzekucji pod Ścianą Śmierci przy bloku 11. Odpowiedzialny był również za eksterminację Żydów na terenie obozu i wydawanie wyroków w doraźnym sądzie obozowym. Po wojnie uznany za winnego zarzucanych mu zbrodni, został skazany na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano w więzieniu Montelupich w Krakowie 24 stycznia 1948 r.

[14] Der Häftling - więzień.

[15] Dopisek ręczny (1.IX.1941).

[16] Okazano składającemu relację wzór kartotek o wymienionej paginacji a znalezionej po wyzwoleniu w obozowej drukarni Archiwum Państwowe Muzeum w Oświęcimiu, Zbiór druków obozowych syg. D- A uI- 4231, nr inw. 157097

[17] W kolejności: nazwisko, imię, nazwisko rodowe, miejsce urodzenia, ostatnie miejsce zamieszkania, dzień zgonu, nr urny, nr więźnia, uwagi.

[18]

[19] Archiwum Państwowego Muzeum Oświęcim - Brzezinka, syg. D - AuI – 2) 3358/16, Nr. inw. 149503.

[20] der Lagerarzt – lekarz obozowy.

[21] Hans Stark (1921-1991), SS-Untersturmführer, zbrodniarz hitlerowski, członek obozowego gestapo, brał aktywny udział w gazowaniu Żydów w komorach gazowych oraz egzekucjach w bloku 11. Po wojnie studiował agronomię na uniwersytecie w Gießen, a w 1953 r. złożył w Darmstadt egzamin asesorski. Pracował w charakterze doradcy gospodarczego w Izbie Rolniczej we Frankfurcie nad Menem. W 1963 roku stanął przed sądem w drugim procesie oświęcimskim. W 1968 r. został zwolniony z więzienia.

[22] der Blockführer – blokowy.

[23] der Lagerführer – szef więźniarskiej części obozu, pełnił jednocześnie funkcję zastępcy komendanta obozu w przypadku jego nieobecności

[24] Gerhard Palitzsch (1913-1944) – SS-Hauptscharführer, zbrodniarz hitlerowski. Pełnił służbę w kilku obozach koncentracyjnych, min. w Oranienburgu, Lichtenburgu, Buchenwaldzie i Sachsenhausen. Do Auschwitz przyjechał z grupą pierwszych trzydziestu więźniów kryminalnych w maju 1940 roku. Jako Raportführer zasłynął jako jeden z największych katów obozu. Wykonywał egzekucje pod Ścianą Śmierci. Kierował z Karlem Fritzschem pierwszą w Auschwitz akcją masowego gazowania więźniów, podczas której zamordowano prawie 900 jeńców radzieckich i niezdolnych do pracy więźniów. W obozie Birkenau czynnie uczestniczył w mordowaniu więźniów w komorach gazowych. Dopuszczał się również gwałtów na więźniarkach za co został aresztowany i przeniesiony do innego obozu, a później na front. Zginął na Węgrzech w walce z wojskami radzieckimi w grudniu 1944 r.

[25] Fryderyk Klyta (Klytta) – ur. 10 marca 1912 r. w Piekarach Śląskich, z zawodu nauczyciel, przybył do obozu pierwszym transportem 14 czerwca 1940 r. i otrzymał nr 637. Pełnił funkcję sztubowego. Uciekł z Auschwitz 10 października 1942 r. z dwoma więźniami. Pierwszym z nich był Johann Lechenich (1910-1972) – ur. 10 września 1910 r. w Büsum, robotnik i marynarz niemiecko-brytyjskiego pochodzenia. Więzień kryminalny KL Sachsenhausen, przewieziony do KL Auschwitz 20 maja 1940 r. w tzw. pierwszej trzydziestce. Otrzymał nr 19. W obozie pełnił funkcję kapo komanda rolnego Landwirtschaft. Po ucieczce z obozu w latach 1943‒1944 był członkiem polskiego oddziału partyzanckiego batalionu „Las” 74 pp AK mjr. Mieczysława Tarchalskiego „Marcina” (w plutonie ppor. Józefa Kaszy-Kowalskiego „Alma”) w okolicy Radomska. . Jeden z byłych więźniów KL Auschwitz inż. Władysław Jabłecki (nr 7765) twierdził, że po zakończeniu wojny rozpoznał Lechenicha jako żołnierza 2 Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa we Włoszech. Potwierdzają to zdjęcia udostępnione przez wnuczkę Lechenicha. Dobre zdanie o nim miał Witold Pilecki: „Nie zdradził nas, a od chwili gdy za dowiedzione mu przez władze lagru „przeoczenie” w podkarmianiu przez ludność cywilną więźniów (podrzucanie chleba) – coś więcej nie przyszło władzom do głowy – wziął porcję kijów na stołku, stał się całkowitym naszym przyjacielem.” (www.niw.gov.pl/wp-content/uploads/2021/04/RAPORT-WITOLDA-PILECKIEGO.pdf). Drugim więźniem, który uciekł wraz z Klytą był Kazimierz Nowakowski (nr 23048) z Rafałówki, osadzony w obozie 20 listopada 1941 r. Fryderyk Klyta zmarł 17 listopada 1970 r. w Wiedniu.

[26] Bauhof – komando budowlane, jedno z najcięższych w obozie.

[27] Gerhard Lachmann (1920-?) – SS-Unterscharführer, zbrodniarz hitlerowski. W latach 1940-1945 był członkiem obozowego gestapo (Wydziału Politycznego) w Auschwitz. Jako członek referatu przesłuchań i dochodzeń był jednym z najokrutniejszych członków Wydziału Politycznego, specjalizującym się w torturach i okrutnych przesłuchaniach. W styczniu 1945 r. przeniesiony do obozu we Flossenbürgu. Jego powojenne losy pozostają nieznane.

[28] Schreibstube HKB - kancelaria szpitala obozu kobiecego.

[29] W KL Auschwitz było wielu więźniów o tym nazwisku.

[30] Rudolf Diem - ur. 23 sierpnia 1896 r. w Hermanowie, z zawodu lekarz, major Wojska Polskiego. W kampanii wrześniowej 1939 roku był szefem sanitarnym dowództwa obrony Warszawy a po kapitulacji stolicy brał czynny udział w pracy konspiracyjnej, m. in. dostarczał leki i środki opatrunkowa dla więźniów Pawiaka. Przybył do obozu 1 lutego 1941 r. i otrzymał nr 10022. Wyzwolony w KL Auschwitz.

[31] Władysław Dering (1903-1965) - urodził się 6 marca 1903 r. w Iwankowcach koło Berdyczowa, z zawodu lekarz, do obozu trafił 15 sierpnia 1940 r. gdzie otrzymał nr 1723. W obozie był bliskim współpracownikiem rtm. Witolda Pileckiego i zaprzysiężonym członkiem Związku Organizacji Wojskowej. W 1944 r. został zwolniony z obozu. Był osobą ocenianą niejednoznacznie, a jego postawa w okresie pobytu w obozie stała się tematem licznych sporów, wśród byłych więźniów.

[32] http://www.tenhumbergreinhard.de/1933-1945-taeter-und-mitlaeufer-teil-2/1933-1945-biografien-seite-4-kom/kristan-bernhard.html

[33] Najprawdopodobniej chodzi o SS-Unterscharführera Gustawa Franka, obywatela Republiki Czechosłowackiej pochodzenia niemieckiego z obszaru Sudetów, ur. w Perštejn w 1902 r.

 (https://truthaboutcamps.eu/th/form/r85759210135,FRANK.html)

[34] Flegmona lewej nogi.

[35] Tadeusz Paczuła - ur. 26 listopada 1920 r. w Gliwicach, przetransportowany do KL Auschwitz 18 grudnia 1940 r. (nr obozowy 7725), zwolniony z obozu 27 września 1944 r.

[36] Rajmund Zejer (Sejer, Segiet) - ur. 30 sierpnia 1901 r. w Radzionkowie jako syn Dionizego i Joanny z domu Malok, trafił do obozu 24 stycznia 1941 r. Przeżył wojnę. W bazie internetowej Muzeum Auschwitz omyłkowo uznany za zmarłego 20 sierpnia 1942 r.

[37] Erwin Michalik, ur. 23 marca 1907 r. w Chybiu, trafił do Auschwitz 26 czerwca 1940 r. (numer obozowy 1244). Zwolniony z KL Auschwitz 19 stycznia 1942 r.

 

 

 

Copyright © Free Joomla! 4 templates / Design by Galusso Themes